Wpisany przez Halina Rydzyk   

Roztocze Wschodnie - Horyniec Zdrój i okolice

06-07 grudzień 2008

Byliśmy u Źródeł Tanwi.

W latach 60-tych przepełnionymi autobusami jeździliśmy do ośrodka wczasowego nad Tanwią w Ulanowie. Woda w miodowym odcieniu, o leczniczych właściwościach, oraz miękki, złoty piasek na dnie rzeki kusiły, by pójść wzdłuż brzegu ku źródłom. Lubiłam latem ukrywać się w domku kempingowym w Ulanowie wśród dorodnych sosen, by móc w słoneczne dni wygrzewać się na brzegu  Tanwi, a później orzeźwiać w jej chłodnym nurcie.

Z Andrzejem Walochą przeszliśmy brzegiem Tanwi do Harasiuk. Niejeden raz z ŁAZIKiem, a później KOMPASem wędrowaliśmy do Szumów na Tanwi, tam gdzie Jeleń wpada do niej w Suścu. Gdy mieliśmy jechać do Horyńca Zdroju oddalonego jedynie 3 km od wschodniej granicy Polski, nie spodziewałam się, że właśnie tam wśród leczniczej borowiny sączą się wody, które zasilają Tanew, a później San płynący przez Stalową Wolę.

1 dzień. Wyjechaliśmy o 7-ej rano, a na niebie przewalały się ciężkie chmury. Tylko daleko na wschodzie, nad horyzontem troszkę się przejaśniało. W Nowym Bruśnie pośrodku zdziczałych łąk, nieopodal samotnej chaty i pomnika, dosiadł się do nas przewodnik, który miał nam przybliżyć tę malowniczą okolicę przez najbliższe dwa dni. Ze Starego Brusna do Polanki Horynieckiej prowadził szlak polną drogą. Na wzgórzach, z których widać było czubki sosen z Rezerwatu Źródeł Tanwi, budowano schrony, które potem jeszcze przysypywano piaskiem. Ukryte wśród drzew mogliśmy zwiedzić również od środka, uważając by nie wpaść do jakiegoś z licznych otworów. Blisko jaru którym sączyły się wody Brusienki ujrzeliśmy cerkwisko i stary cmentarz z licznymi kamiennymi krzyżami o przeróżnych kształtach, porośniętych mchem. Wiosną muszą tu kwitnąć obwicie wiosenne kwiaty w cieniu dorodnych sosen i buków.

Horynieccmentarz

Do Nowin Horynieckich  dojechaliśmy autobusem okrążając Horyniec. W dolince ujrzeliśmy ukrytą drewnianą kapliczkę. 12 czerwca 1636 roku nad rzeką Słotwiną w Sołotwinie trójce dzieci pokazała się Matka Boska, a później wytrysnęło cudowne źródełko. Działy się tu różne cuda i uzdrowienia, mimo znikomej zawartości bromu i jodu w jego wodach. Na wzgórzu Buczyna zwiedziliśmy Cmentarz Austriacko- Niemiecko- Rosyjski z Pierwszej Wojny Światowej, o którego obecności świadczyły tablice informacyjne i nierówny teren porośnięty barwinkiem.

Później część z nas ruszyła szeroką drogą za przewodnikiem w głąb bukowego lasu. Kamieniołomu nie mogliśmy zwiedzić, ale za to po szeleszczących, brązowych liściach doszliśmy do omszałego, wielkiego kamienia z dziurką w Świątyni Słońca. Wysłuchaliśmy historii tego miejsca i zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia. Szybko robiło się szaro, gdy wracaliśmy do autobusu próbując nie zabłądzić wśród drzew na górkach.

Zatrzymaliśmy się w Ośrodku Szkoleniowo-Wypoczynkowym „DUKAT”. Obiad już czekał. Wieczorem spotkaliśmy się na świetlicy, by pośpiewać wspólnie i podsumować miniony rok wędrówek. Prawdziwy Mikołaj też był i dla każdego miał jakiś prezent i frywolne pytanie. Na stole do wyboru pyszne sałatki, owoce, wędliny, ciasta i napoje przywiezione przez dobre duszyczki, na poczęstunek w ten długi wieczór z gitarą.

2 dzień. Niedziela znów była pochmurna. Musieliśmy rozłożyć parasole, gdy słuchaliśmy historii tego miasteczka, przez które przepływają rzeczki Glinianiec i Radrużka. Pierwsze napomknienia o Horyńcu są z 8 lutego 1444r. kiedy właścicielem był Piotr Pieczykura. Przewodnik wymieniał kolejnych właścicieli i zapewniał, że do Lwowa jest tylko 60km. Przeszliśmy parkiem pod dorodnymi świerkami zostawiając za sobą mostek nad rzeczką o krystalicznie czystej wodzie.

Horyniec Horyniec

Kościółek w centrum, „Bajka” , Teatr i staw z pływającymi kaczkami. Wędrując przez pół miasta zajrzeliśmy na cmentarz, by dojść do kościoła przy Klasztorze o.o. Franciszkanów. Skrótami przez pola  doszliśmy do Sanatoriów KRUS-u i ZUS-u. Mało czasu było na odpoczynek, degustację wody leczniczej, oglądanie basenów, bo słońce zachodziło, a my musieliśmy zobaczyć jeszcze unikatową cerkiew w Radrużu. Przy szybko zapadającym zmroku ujrzeliśmy drewnianą cerkiew z osobno stojącą dzwonnicą otoczone kamiennym murem. Z tyłu była później dobudowana kostnica. Zachwyceni  urokiem tego miejsca robiliśmy zdjęcia dopóki całkiem nie zaczęło się ściemniać. W Horyńcu czekał obiad. Trzeba było wracać obiecując sobie, że kiedyś tu jeszcze wrócimy.

Halina Rydzyk