Wpisany przez Halina Rydzyk   

Pieniny – Jaworki/ Szczawnica

  15-17 sierpień 2008

 

1 dzień; 15.08.2008 Piątek – Szczawnica 500, Bereśnik 843, Dzwonkówka 983,

                                         Dunajec, Krościenko 500....... ok. 4godz., 17pkt GOT

 2 dzień; 16.08.2008 Sobota- Krościenko 500, Przełęcz Szopka 780, Wąwóz Szopczański,

Kładka nad Dunajcem w Sromowcach Niżnych 350,

Czerwony Klasztor, Plasna 889, Leśnica 350, przejście 650,

                                         Schronisko pod Orlicą, Szczawnica 500. ok.7godz., 26pkt GOT

                                         2-wariant; spływ tratwą Dunajcem

                                         3-wariant; szosą z Leśnicy  pod Bystrzykiem i Wylizaną.

3 dzień; 17.08.2008 Niedziela- Wyjazd kolejką na Palenicę 722 ze Szczawnicy,

                                               Szafranówka 741, Łaźne Skały, Gythle 760, 650,

                                               Wysoki Wierch 899, Slachovky 828, Dubraszka 942,

                                               Wysokie Skałki 1050, Watrisko 955, Przeł. Rozdziela,

                                               Rezerwat Białej Wody, Jaworki 550... ok.7godz., 23pkt GOT

                                               2-wariant; ze Schroniska pod Durbaszką do Jaworek

                                               3-wariant; z Wysokiej zielonym zejście przez Wąwóz Homole.

Nasza grupa

 

1 dzień)  Piątek był słoneczny i upalny, że nawet do autobusu trzeba było dolewać wody. Po zajęciu pokojów w willi w Jaworkach pojechaliśmy do centrum Szczawnicy. Żółtym szlakiem podążyliśmy w kierunku schroniska na Bereśniku. W upalne południe szliśmy w tłumie spacerową drogą Szczawnicy do ryneczku z fontanną, otoczonego białymi willami, mijając po drodze domy zdrojowe i stragany z koralami. Szeroka dróżka okrążała Bryjarkę 659m z krzyżem świecącym się w nocy. Z cienia drzew wyszliśmy na słoneczną łąkę porośniętą kolorowymi kwiatami. Za nami roztoczył się fascynujący widok na Małe i Duże Pieniny. W dolinie Grajcarka domy Szczawnicy z górującym wieżowcem Domu Wczasowego „Hutnik”, za nim Jarmuta 795m z wieżą nadawczą, a na horyzoncie wyraźny szczyt Wysokiej 1050m. Z prawej za Dunajcem ostre skały z Sokolicą 747m i Trzema Koronami 982m okalające Krościenko. Dobrze, że przy schronisku na Bereśniku 843 był kran ze źródlaną wodą i mogłam się ostudzić po forsownej wspinaczce. Był czas na odpoczynek i cieszenie się pięknym dniem z widokami błękitnych gór po horyzont.

Ruszyliśmy ostro pod górę, gdy doszła wolniejsza grupa z dziećmi. Oni mieli wrócić do centrum na lody, nas czekał długi marsz na Dzwonkówkę 983m z fioletowymi dzwonkami kwiatów, które tylko w górach można spotkać. Po minięciu głównego szczytu Bereśnika, żółty szlak prowadził łagodnie ciągle pod górę w bukowym lesie z malowniczymi łąkami, pełnymi żółtych i białych kwiatów. Między rzadkimi drzewami z prawej w końcu ujrzeliśmy w dali wysoki szczyt Radziejowej 1262m z Wielkim Rogaczem 1182m za nią, a w obniżeniu przed nimi Przehybę 1175m ze schroniskiem i widoczną z daleka anteną.

Usiedliśmy na polanie delektując się widokami. Czas na kanapki, bo jeszcze czekało długie zejście do Krościenka. Dalej prowadził  nas czerwony szlak wśród wiekowych buków. Robert wypatrzył wśród liści okratka australijskiego i sromotnika bezwstydnego. Była ropuszka i obiecane motyle. Z ulgą ujrzeliśmy w dali mieniącą się taflę Dunajca. W Krościenku darowaliśmy sobie źródła zdrojowe, bo grupa już się niecierpliwiła. Czekali przy studni w centrum za kamiennym mostem na Dunajcu.

 Do Jaworek z trudem dojechaliśmy zatłoczonymi ulicami. Obiad już czekał. Wieczorem wybrałyśmy się jeszcze do bram Wąwozu Homole. Woda w potoku usypiająco szemrała na kamieniach, a w zapadających ciemnościach na granatowym niebie wschodził księżyc w pełni. Na górze za kościołem zaświecił się krzyż wskazując nam kierunek powrotu.

Pieczątki

 

2 dzień)  Niektórzy zaczęli sobotę bardzo wcześnie, ale dzięki temu uniknęliśmy tłoku we wspólnych łazienkach. O godzinie 8-ej wyjechaliśmy do Krościenka. Zdążyłam jeszcze zrobić ranny spacer w kierunku Radziejowej boczną szosą w Jaworkach. Trochę niepokoiło mnie słońce wstające zza grubych chmur.

Na rynku w Krościenku było słonecznie, upalnie, wiał orzeźwiający wietrzyk i tylko szczyty gór okrywały obłoczki wstającej mgły. Zielone łąki pełne letnich kwiatów. Storczyki już przekwitły. Znów upalny dzień i mogliśmy się ochłodzić w wodzie źródlanej płynącej drewnianym korytem. Chwila odpoczynku na Przełęczy Szopka 780m, by zacząć schodzić do Sromowców Niżnych stromymi schodkami. Drzewa chroniły przed gorącymi promieniami słonecznymi, ale musieliśmy uważać na mokre, bardzo śliskie wapienne kamienie pod nogami. Wspinającym się pod górę marzyła się jakaś chmurka, a nawet deszcz. Wąwóz Szopczański z pionowymi, wysokimi, białymi ścianami  zachęcał do zdjęć. Od dołu z poziomu 400m n.p.m. mogliśmy podziwiać szczyty Trzech Koron, a na Okrąglicy 983m mający lepszy wzrok mogli dostrzec malutkie punkciki ludzi.

W Schronisku „Trzy Korony” odpoczęliśmy po forsownym marszu i tu zaskoczyły nas pierwsze krople deszczu. Schroniliśmy się przed nim w punkcie informacyjnym PPN oglądając trójwymiarową mapę Pienin i podziwiając wypchane zwierzęta żyjące w tej okolicy. Znów nie padało, gdy dochodziliśmy do niedawno oddanej kładki nad Dunajcem. Suchą nogą wygodnie mogliśmy przejść na Słowację. Tylko napisy w obcym języku mówiły, że jesteśmy w obcym kraju. Przeszło godzinę zajęło nam zwiedzanie Czerwonego Klasztoru. W tym czasie doszła wolniejsza grupa. Oni mieli wrócić tratwami i drogą wzdłuż Dunajca.

 Po krótkiej ulewie znów się rozpogodziło. Robert sprawdził listę obecności i ruszyliśmy niebieskim szlakiem na Płaśną 889m. Udało nam się trafić na stromą ścieżkę ze schodkami, którą prowadził szlak powyżej leśnej drogi. Z łąki przy Cerli mieliśmy widok na wijący się Dunajec u stóp Trzech Koron. Stromym podejściem weszliśmy w las licząc na wapienne skałki. Niestety rozpadało się na dobre, a grzmoty jakby się przybliżyły. Trzeba było przyśpieszyć mimo, że szlak prowadził ostro w górę. W płaszczach foliowych i pod parasolami pociliśmy się podwójnie. Żadnych widoków, tylko błoto i ściana deszczu. Odetchnęliśmy dopiero za szczytem. Na stromej łące trzeba było uważać, żeby się nie poślizgnąć na śliskiej trawie. Byliśmy już na zielonym szlaku prowadzącym do Leśnicy. Wygodna droga leśna prowadziła obok pastwiska z owcami. Widzieliśmy pasterza z kilkoma psami. Na horyzoncie Wysoka od słowackiej strony. Dopiero za potokiem przestało padać.

 W Leśnicy rozbieraliśmy się z deszczowych płaszczy siedząc na ławkach w słońcu przy zamkniętym sklepie. Wzmocnieni ruszyliśmy dalej. Dopiero na końcu wsi mogliśmy kupić coś w barze. Większość zdecydowała realizować zaplanowaną trasę i żółtym szlakiem przed Bystrzykiem skręciliśmy z asfaltu w szutrówkę w kierunku polskiej granicy. Znów padało, ale droga łąkami i zagajnikami łagodnie się wznosiła. Dopiero zejście do schroniska na Orlicy okazało się karkołomnym wyczynem. Zejście stromą, błotnistą ścieżką było nierealne. Robert dzielnie prowadził mniej śliskimi trawami obok dróżki. W lesie wspieraliśmy się o drzewa i korzenie, by utrzymać pion. Obojętnie minęliśmy nawet rydze, marząc tylko o tym by się nie poślizgnąć. Z ulgą ujrzeliśmy dach schroniska i resztę grupy. Później okazało się, że niektórzy wybrali drogę asfaltem wzdłuż Leśnickiego Potoku i dalej Dunajca. Autobus zabrał nas z parkingu i powiózł opustoszałymi ulicami Szczawnicy. Z powodu deszczu wielu wyjechało, a na nas w Jaworkach już czekał obiad. Deszcz przestał znów padać, ale nie chciało mi się już wychodzić na spacer. Wieczorem trochę pośpiewaliśmy na świetlicy żałując że nie może być z nami Tamara i jej gitara.

Pieczątki

 

3 dzień)  W niedzielę dłużej pospaliśmy. Musieliśmy być o 9-tej pod wyciągiem krzesełkowym na Palenicę 722m. Już w autobusie trwały negocjacje o skróceniu trasy, bo obiad zaplanowano nie po 18-tej, tylko już na 16-tą. Zdążyłam nabrać wody zdrojowej zanim ruszyły krzesełka wyciągu. W dole wił się żółty szlak. Ostro ruszyliśmy na Szafranówkę 741m, chociaż można było ją obejść. Później czekało strome zejście po śliskich, wapiennych kamieniach już niebieskim szlakiem. Dalekie szczyty Trzech Koron bieliły się w słońcu. Znów mieliśmy upalny dzień i chociaż nad głowami było błękitne niebo z obłokami, to na horyzoncie przewalały się ciężkie, ale bardzo malownicze chmury. Mimo zapewnień Roberta, że kolejną górę można obejść, wspięliśmy się dzielnie na Wysoki Wierch 899m. Stąd nic nie zasłaniało Pienin i mogliśmy zobaczyć wczorajsze przejście przez Plasną. Sporo samosiejek przybyło wokół. Mijaliśmy liczne stada owiec, które pomagają utrzymać te malownicze łąki z widokami na Szczawnicę w dole. Przed Dubraszką 942m domyśliliśmy się, że reszta czeka w schronisku i zboczyliśmy z trasy. Irenka z wolniejszą grupą dotarła tu po naszym odejściu i wygodną drogą rowerowego szlaku spacerkiem zeszła do Jaworek obok Wąwozu Homole.

Postanowiliśmy wejść na Wysokie Skałki 1050m. Były tu obecnie wygodne metalowe  schodki i poręcze zabezpieczające, a ze szczytu rozległe widoki na słowackie szczyty, łąki i wsie w dolinach. Niebieski szlak prowadził dalej ku Wierchliczce 966m otaczając Dolinę Białej Wody, jednak część grupy tu się odłączyła postanawiając zielonym szlakiem zejść do Wąwozu Homole. Mieliśmy mało czasu, a na zboczu Wysokiej drogę zagradzały nam kolejne wykroty. Spotkana para z rowerami uparła się pójść trasą, którą my pieszo z trudem pokonaliśmy. Pod Vysoką 1013m dogoniliśmy grupę turystów z Hrubieszowa, którzy postanowili się do nas dołączyć na tym bezludziu. Szliśmy szybko wzdłuż granicy mijając kolejne słupki, a wysokie żółte kwiaty prawie skrywały nas. Za kolejnym modrzewiowym laskiem dobiegliśmy do Przełęczy Rozdziela. Teraz żółtym odbiliśmy w kierunku Doliny Białej Wody. Pastwiskiem doszliśmy do  Bacówki.  Mogłam nabyć oscypek i na chwilę zdjąć buty dając ulgę umęczonym stopom. Było pięknie i z żalem musieliśmy przyśpieszyć idąc między skałkami w dolinie. Woda szemrała na kamieniach. Krzaki jakby bardziej zarosły dolinę ukrywając jej uroki. Nad szczytem krążyły kruki, a my szliśmy coraz szybciej przez Jaworki. Wybiła 16-ta gdy weszłam do stołówki. Zdążyliśmy i mieliśmy później chwilę na odpoczynek. W Stalowej Woli byliśmy po 23-ej. Pełny księżyc wisiał na niebie. Na koniec wycieczki Robert podziękował za 6 lat współpracy na turystycznych szlakach, bo wzywa go łono rodziny. Ale czy można wyleczyć się z turystyki?