Korona Gór Świętokrzyskich (12)
Pasmo Bielińskie
Bieliny - Chełmy (375m) - Duża Skała (444m) - Drogosiowa (447m) -
Wał Małacentowski (397m) - Paprocice
7 luty 2010
Byliśmy w Zimowej Bajce.
Na Kasprowym nierozważny turysta stanął na nawisie śnieżnym i spadł bez szansy przeżycia, powodując lawinę. W Bieszczadach para młodych ludzi wracająca z Wielkiej Rawki wysłała rozpaczliwego SMS-a, że wokół biała zadymka, drzewa, a oni nie wiedzą gdzie góra, a gdzie dół. Dzięki kontaktowi telefonicznemu odnaleziono ich wychłodzonych po kilku godzinach.
Znów byliśmy pod czujną opieką Marka Juszczyka i Roberta Piotrowskiego. Ku uciesze Irenki Jabczyk, uzbierało się 32 + 2 osoby chętnych wrażeń zimowych. Ze Stalowej Woli było 15 osób członków i sympatyków, z Sandomierza też 15 osób, w Opatowie dosiadły się 2 osoby, a w środku trasy okazało się, że dołączyło się do nas małżeństwo z Białobrzegów, będące na zimowisku u podnóża Łyśca.( Byli na powitaniu Nowego Roku w Górach Pieprzowych i polubili nas.) Jak wyliczył skrupulatnie Andrzej Kozicki była to dwunasta wyprawa po Koronę Gór Świętokrzyskich. Znów w Łagowie wjechaliśmy na zaśnieżoną drogę do Nowej Słupi i na dwa razy zakręcaliśmy w Milanowskiej Wólce w kierunku Bielin. Podziwialiśmy za oknami autobusu; jodły całe w śniegu, pola i górki w zimowej szacie.

Nasza wędrówka zaczęła się od wspinania na zaśnieżone 83 schody, i później jeszcze 9, by dojść do kościoła w Bielinach. Akurat skończyła się msza i zrobił się tłok. Na dodatek dzwony zaczęły bić, więc schroniliśmy się wewnątrz. Pierwsze wzmianki o wsi Bieliny pochodzą z 1464 roku. Nazwa prawdopodobnie wiąże się z bieleniem lnu. Kościół powstał w 1637 roku, a został rozbudowany w 1838. Jest wczesnobarokowy o klasycystycznej fasadzie. W ołtarzu głównym obraz na desce Św. Rodziny z poł. XVII w. Dwa ołtarze boczne późnobarokowe. Marek opowiadał legendę o zbóju, który prowadzony z Bielin na stracenie do Krakowa śpiewał; „ Lipko, moja lipko, kto ciebie odnajdzie, szczęście go nie minie..” Usłyszał to szklarz, który zrozumiał przesłanie i odnalazł zbójecki skarb. Postanowił za część tego bogactwa wybudować kościół. Mimo innych lokalizacji, materiały budowlane, wracały na tę górę i w końcu wybudowano tu kościół pięknie wyeksponowany, a wokół otoczyły go domostwa. Parafia została wydzielona z parafii w dalekich Daleszycach. A wieś rozwija się jako ośrodek kultury ludowej (obrzędy, pieśni, tkactwo, budownictwo). Ostatnio nawet powstał plan odbudowy drewnianej wioski przy wsparciu ze środków UE.
Ruchliwą szosą musieliśmy dojść do pobliskiego zabytkowego cmentarza. Po drodze mijaliśmy jedną z licznych tu kapliczek i drewniany dom Józefa Ozgi- Michalskiego. „Urodził się w Bielinach 8 marca 1919 roku. Zmarł w Warszawie 10 lutego 2002 roku. Poeta, prozaik, publicysta, działacz ruchu ludowego. W czasie okupacji hitlerowskiej żołnierz Batalionów Chłopskich i Armii Ludowej. Współzałożyciel Stronnictwa Ludowego. W 1944- sekretarz, a później 1945-47 przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach. W latach 1947-1980 poseł na Sejm, 1952-56 wicemarszałek Sejmu...Pisał powieści poetyckie, opowiadania, powieści... Ukochał region świętokrzyski...” Na cmentarzu mogliśmy podziwiać oprócz pięknej panoramy, pomnik księdza kanonika Karola Żurkowskiego zm.1827, ufundowany przez biskupa sandomierskiego Józefa Juszyńskiego.
Na skróty doszliśmy do szosy Nowa Słupia- Bieliny i weszliśmy na niebieski szlak.

Rzeczka Hutka opływająca górę Skała była częściowo zamarznięta, więc udało nam się suchą nogą przejść. Teraz w głębokim śniegu, obok malowniczych brzózek wspinaliśmy się na Pasmo Bielińskie. Przed naszymi oczami roztoczyła się szeroka panorama na wioski w dolinach wokół. Słońce nieśmiało przebijało się spoza chmur, a my ruszyliśmy dziarsko gęsiego w śnieżny puch. Mijaliśmy bałwanki utworzone na krzakach tarniny, by dojść do zagajnika na Górze Chełmy 375m. W dole słońce odbijało się od dachów domostw. Na wschodzie widzieliśmy dwie zalesione kopuły Dużej Skały i Drogosiowej. Wąską i krętą dróżką zeszliśmy do wsi Folwark. Tu chwila odpoczynku na bitym trakcie. Był czas na degustację śliwek Irenki. Wzmocnieni znów ruszyliśmy głębokim śniegiem przez pola w kierunku pobliskiego lasu. Szybko zostałam w tyle zachwycona urokiem mijanych jodeł w szacie zimowej. Szlak lekko zakręcał i wydawało się, że obchodzimy grzbiet bokiem, ale wkrótce musieliśmy się wspiąć po stromym zboczu. Marian podawał nam kijek i wyciągał na wysokim progu. Robert narzekał na żebra obite podczas ostatniego kuligu, Andrzej zostawał w tyle próbując robić zdjęcia ze statywu. Na szczęście Marek z grupą czekali cierpliwie na szczycie Dużej Skały (444m) z widokiem na dolinę Nowej Huty. Mogliśmy coś przekąsić.

Promienie słoneczne skrzyły się w śniegu rzucając malownicze cienie. W przyrodzie cisza dzwoniła w uszach, bo grupa gdzieś pobiegła. Żaden podmuch wiatru nie niepokoił otaczającej nas pięknej przyrody. Drut wrósł w pień buka mocujący blaszaną kapliczkę. Tylko śnieg szeleścił pod nogami i usłyszałam wiosenne trele sikorki gdzieś wysoko w czubkach drzew. Stałam wsłuchana kilka minut, a ptaszek śpiewał nieprzerwanie i tylko inne czasem mu wtórowały. Znów bałwanki śniegowe na mijanych siewkach jodłowych. Byliśmy na Drogosiowej (447m) i otoczył nas dobroczynny bukowy las rozrośnięty na kolejnych mijanych wierzchołkach. Zmęczeni upatrywaliśmy drogi, toteż z ulgą ujrzeliśmy pola w Serwitutach, a ognisko już wesoło się paliło. Gdy pojedliśmy pieczone kiełbaski rozpoczęły się śpiewy całkiem wesołe. Tymczasem czekało nas przedzieranie się po polnej drodze z zasypanymi głębokimi wykrotami wypełnionymi wodą, pod gałęziami wygiętymi do ziemi od ciężaru śniegu. Na otwartej przestrzeni, równej jak stół, okazało się, że śnieg skrywa głęboki rów, do którego wpadła Ewa, a za nią próbujący ją ratować Kazik. Ostrożnie szliśmy sprawdzonymi tropami i bezpiecznie dotarliśmy na przetartą drogę w Drogosiowie wsi.

Teraz zachwycił nas widok Łyśca ze Świętym Krzyżem. Pożegnaliśmy się z dwójką gości zapraszając na naszą stronę internetową i kolejne wycieczki. Tymczasem gładka droga prowadziła nas na grzbiet Wału Małacentowskiego (397m). Daleko na południowy wschód w dole widzieliśmy Łagów i bezkresne doliny. My musieliśmy dojść do granicy lasu.

Dziwiliśmy się, dlaczego ślady prowadzą zakrętami. Okazało się, że tym razem Marek wpadł aż po pachy w zaspę i trzeba było szukać ubitego śniegu. Robert poganiał, bo dzień się kończył. Biegliśmy lekko w dół wśród buków i jodeł, ale nie ominęliśmy kolejnego zwiastuna wiosny. Przy ścieżce badyl był ustrojony dwoma zielonymi pękami liści. Robert zastanawiał się, czy to wawrzynek wilczełyko, który najpierw ma kwiaty. Myślę jednak, że to gałązka dzikiego bzu, który podobno licznie porasta ten wał. Marek z grupą już czekali na drodze leśnej przetartej przez traktory. Jeszcze 1 km zielonym szlakiem. Ukryte na północnym stoku jodły srebrzyły się od śniegu. Zrobiło się bajkowo. Mogliśmy szybciej zbiegać w dół. Wśród 30 metrowych drzew wyglądaliśmy jak krasnoludki. Robiło się szarawo, gdy doszliśmy na brzeg lasu i skraj użytku ekologicznego. Autobus czekał już przy kościele. Minęła 16-ta. Marek zapewniał, że było tylko 13 km. My z powodu sypkiego, głębokiego śniegu czuliśmy w nogach dużo więcej, ale byliśmy zachwyceni trasą. Obiecywał 2-dniowy wypad do Chęcin i może coś jeszcze w lutym, a Irenka z Jurkiem Sapą, zapraszała na Dzień Kobiet w Ciężkowickie do Skalnego Miasta i Tuchowa na szlak 650-lecia.

Wkrótce autobus rozbrzmiewał radosnym śpiewaniem. Zdrzemnęliśmy się dopiero za Opatowem, gdy wysiedli dwaj koledzy. Za Sandomierzem wzięliśmy kurs na Tarnobrzeg. Okazało się, że małżeństwo z 7-letnim Kubą musiałoby czekać na autobus, a to niewiele dalej. Kuba dzielnie przeszedł całą trasę, wykupił książeczkę Korony Gór Świętokrzyskich i podobnie jak dorośli koledzy dostał wpis od Marka zaliczający trasę. Był dumny i obiecał już nie opuścić żadnej wycieczki. Może więcej rówieśników będzie miał następnym razem. A książeczki rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Ja wolę zbierać wrażenia i zdjęcia z wypadów i marzy mi się, że może znajdzie się jakiś pasjonat do odkrywania innych zakątków Polski. Już zaczyna się przebąkiwać na głównej stronie PTTK o Mazurach, a ja kupiłam mapy Kaszub, Pojezierze Drawskie pięknie pokazywali na Programie Edukacyjnym. Osobiście od lat odkrywam podczas wędrówek pieszych i rowerowych Pojezierze Łęczyńsko- Włodawskie w upalne letnie dni. W latach 90-tych wędrowaliśmy w okolicach Urszulina, Włodawy będąc jeszcze w ŁAZIK-ach. Północna Polska czeka na odkrycie, a na razie dzięki za to co jest. Na razie znów wycieczka na Litwę.
Halina Rydzyk