Beskid NiskiKomańcza- Kamień 717m- Tokarnia 778m- Wisłok Wielki 26-28 czerwiec 2009 9 Wędrówki w Krainie Błota. Znów nasze spotkanie z Beskidem Niskim łączyło się z wędrówkami po błotnistych drogach rozjeżdżonych przez pojazdy zwożące drzewa ścięte w wyższych partiach gór. Czekały na nas góry nie za wysokie z długimi podejściami, a na dodatek rozpoczął się w kraju lipiec z podtopieniami związanymi z gwałtownymi burzami letnimi. Bezpiecznie dojechaliśmy do Wisłoka Wielkiego przez Rzeszów i Rymanów Zdrój. Po rozlokowaniu się w pokojach kilkunastoosobowych z piętrowymi łóżkami mogliśmy wyjść przed szkolny budynek, w którym nocowaliśmy i obserwować kolejną ulewę, gdy wody opadowe nie mieszcząc się w rynnie, tworzyły malowniczy wodospad spływający z wysokiego dachu.
Im wyżej wchodziliśmy na grzbiet Walahowskiego Wierchu 666m tym rozleglejsze były widoki na okoliczne dalekie, niewysokie góry porośnięte lasami. Zachwyceni szliśmy wąską ścieżką w trawie po pas. Na szczycie góry ujrzeliśmy ustawione w rządki bele zbitego siana. Spory zapas. (Przypomniał mi się, gdy po powrocie gospodarz w Zawadzie martwił się, czym wykarmi zwierzęta, bo wszystko zabrała powódź.) Siano było stare i bardzo mokre, a nasi koledzy na nim wyglądali jak na skalnym szczycie. Nareszcie mogliśmy odpocząć ciesząc się, że chmury odpłynęły i słonko mocno grzeje. Dalej szlak zbiegał w dół, ale my jeszcze poszliśmy łąką, by odbić w prawo. Coraz więcej krzaków i weszliśmy w zadrzewioną dolinkę Fajtyskę. Minęliśmy w pędzie jakiś strumyk, coraz więcej kamieni na drodze i w końcu piękne skały wychodni Kamień 717m. W cieniu drzew miło posiedzieć.
Czekało nas kolejne zejście i podejście na Przełęcz pod Tokarnią. Widzieliśmy szczyt Tokarni z masztem przed sobą, gdy minęliśmy kapliczkę z ostatnimi kałużami błota. Przed nami łąki i zejście nimi z widokiem po prawej na wyciąg narciarski Karlików.
Zgubiliśmy szlak i nie mogliśmy go znaleść! Wiele dróg, a my musimy się śpieszyć. Na azymut byle w dół. Minęliśmy jakieś ule i weszliśmy w jar wzdłuż strumyka. Wierzyliśmy, że dojdziemy idąc po wysokich zaroślach łączki podmokłej, zeszłorocznych liściach, wśród paproci. Zaczęło padać. Szukamy wyższych miejsc i jakaś droga nareszcie. Wiemy, że prowadzi w przeciwnym kierunku, ale musimy wyjść z bezdroża. Znów te same ule i przy sąsiedniej drodze zobaczyliśmy nareszcie żółte znaki szlaku. Straciliśmy godzinę, zaczęło lać, a my w wysokiej trawie zbiegaliśmy przecinką w dół. Irenka da nam popalić jak dotrzemy na obiad. Tymczasem grzmi, a szlak odbija na błotnistą drogę. Strumienie płyną, błoto coraz rzadsze. W końcu rozlewisko zmusza nas w wejście między jeżyny. Z trudem znaleźliśmy suchsze przejście i dalej to tylko ostrożne stawianie nóg na granicy między błotnistą mazią, a mokrą trawą z ukrytym rowem pełnym wody. Dobrze, że trochę mniej pada, bo trzeba bardzo uważać. Bokiem mijamy kolejne głębokie jary, którymi płyną kolejne dopływy Wisłoka.
Dopiero na szutrówce prowadzącej do cerkwi czekamy na końcówkę, gdy przód już wzywa bus. Nogi bolały po utrzymywaniu pionu na śliskim błocie, ale nareszcie przestało padać. Przeszliśmy 18km. Z godzinnym opóźnieniem zameldowaliśmy się o godz. 19-tej na obiedzie. Był ciepły dzięki komunikacji przez telefony komórkowe.
Szliśmy piękną dolinką do cmentarza dawnego i dalej wzdłuż Jasiołki. Wokół łąki i dalekie wzgórza. Resztki budynków i mostek. Wygodna szutrówka zaprowadziła nas do kolejnego pomnika poświęconego kurierom beskidzkim w latach 1939-44.
Dwie tabliczki opowiadały o miejscu skąd wypływają źródła;
Liściku od grupy Irenki nie znaleźliśmy, ale mieliśmy dobry czas. Poszliśmy na szczyt Pasiki 848m, ale na wieżę nieliczni zdecydowali się wejść. Tylko pół godziny w bok i trzeba było wracać już w deszczu. Postraszyło i żółtym szlakiem zbiegaliśmy znów przy słoneczku. Czarna chmura gdzieś pogrzmiewała z boku, a tu piękne drzewa, paprocie, dolinki i wąska ścieżka. Dopiero jak zeszliśmy niżej rozpadało się na dobre i znów czekała droga pełna błota i wysokich, rozjeżdżonych bruzd. Mieliśmy już wprawę i lekko pokonywaliśmy przeszkody kryjąc się pod parasolami i w płaszczach przeciwdeszczowych. Słonko wyjrzało, gdy wyszliśmy na łąki, a białe chmury tworzyły fantastyczne wzory na błękitnym niebie. Bus znów po nas podjechał. Obiad był tym razem przyśpieszony i zdążyliśmy jeszcze zajrzeć do cerkwi w Wisłoku Wielkim.
Drewniana cerkiew z połowy XIX w. greckokatolicka p.w. św. Onufrego, obecnie kościół parafialny rzymskokatolicki. Zostawiliśmy swoją naklejkę w Księdze Gości i wysłuchaliśmy historii tej budowli ciekawie opowiedzianej przez miejscowego księdza. Halina Rydzyk |