Wpisany przez Andrzej P. |
Rezerwat Doły Szczeckie19 kwietnia 2009 r. Po sobotnim „otwarciu sezonu” na działce u Państwa Jabczyków, w niedzielę rano członkowie i sympatycy KTK„Kompas” nie próżnują. Ruszają na wycieczkę. O 11-tej jesteśmy już na trasie. Po krótkiej przeprawie przez okoliczne pola uprawne docieramy do lasu-kierujemy się na Wąwóz Pastwisko. Pierwsza zbiórka kontrolna i pierwsze szkolenie Roberta dla turystów przyrodników - spotkaliśmy ziarnopłon wiosenny. Od tej chwili nasz przewodnik co i rusz zwraca nam uwagę na kolejne elementy wiosennego krajobrazu. Wspólnie oglądamy zawilce gajowe, kopytnik, miodunki, podbiał, śledziennice i pasożytniczy łuskiewnik różowy. Staramy się odnaleźć kwiat przylaszczki, ale okazuje się że nie jest to takie proste. Kwiaty trafiają się sporadycznie. Są za to charakterystyczne liście. Dobre i to. Przyglądamy się okazałym grabom, a Robert tłumaczy czym różnią się od buków. Z każdym krokiem zagłębiamy się coraz bardziej w wąwóz. Jest piękny. Ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcie grupowe, ktoś inny wskazał miejsce gdzie się ustawić. Równocześnie ujawnia się liczna grupa fotografów - „chwila dla paparazzich”- śmiejemy się. I znów ruszamy dalej. Tuż przed wyjściem z wąwozu Robert znajduje czarkę szkarłatną i smardze. Wąwóz się kończy i wychodzimy na polną drogę. Za plecami zostawiamy Salomin i zmierzamy w kierunku rezerwatu przyrody. Po drodze podziwiamy rozległą panoramę. Widać między innymi stalowowolskie „kominy” – niesamowite. Kilkudziesięciominutowy spacer w południowym słońcu doprowadza nas na skraj lasu. Tu zaczynają się „Doły Szczeckie”. Rozpoczyna się wędrówka po kolejnych wąwozach. Strome, urwiste zbocza szybko dają się we znaki uczestnikom wycieczki. Co i rusz słychać żartobliwe narzekania, że to miał być „niedzielny” spacer. Droga prowadzi przez labirynt powalonych konarów, który czasami najwygodniej pokonać na „czworaka”. Trudy wspinaczki po wąwozach wynagradzają nam niezapomniane widoki, które chętnie uwieczniamy na zdjęciach. To tutaj po raz pierwszy natrafiamy na kwiat zawilca żółtego i duże skupiska żywca gruczołowatego. Po przejściu dwóch wąwozów docieramy do rozwidlenia dróg. Musimy poczekać na resztę grupy żeby nikt nie zabłądził. Odpoczywamy na zwalonym konarze. Tamara wpada na pomysł, żeby zrobić kolejne pamiątkowe zdjęcie. Nikogo nie trzeba namawiać. Siadamy gęsiego i pozujemy do zdjęcia na drzewie, które miało jeszcze tą zaletę, że świetnie sprawdziło się jako huśtawka. Najlepiej bawiły się dzieci i…. Pani Irenka – jej też się należy. Dalej spacer w tej samej scenerii. Szczawik zajęczy, kokorycz wonna czy konwalijka dwulistna to tylko niektóre okazy flory leśnej, które kolejno udało nam się spotkać na naszej drodze. Wkrótce po tym docieramy do wieży patrolowej. Przez chwilę oglądamy potężną drewnianą konstrukcję i ruszamy dalej w kierunku ostatniego - jak się później okazało - w dniu dzisiejszym wąwozu. Tym razem ścieżka jest dużo łatwiejsza, początkowo wąska, poprzecinana konarami starych drzew, z biegiem czasu staje się coraz szersza i mniej wyboista. Teraz możemy jeszcze bardziej skoncentrować się na podziwianiu piękna otaczającej nas przyrody, która budzi się do życia po długiej zimie. W promieniach popołudniowego słońca, wśród wiekowych buków Robert, Kuba i Ola na zmianę prowadzą grupę do miejsca, w którym rozpalimy tradycyjne ognisko. W trakcie ogniska bardzo miła uroczystość - wręczenie odznaki srebrne siedmiomilowe buty dla młodego adepta pieszych wędrówek Michała Karasia. Kto ma jeszcze miejsce w brzuchu zajada pieczoną kiełbaskę. Mimo, że maszerujemy od kilku dobrych godzin Piotuś wciąż nie może pogodzić się z faktem, że nie ma z nami jego Dorotki. Wyraźnie rozżalony postanawia to sobie zrekompensować. Ze smutkiem w oczach zjada jej porcję kiełbasy. To na tyle poprawia mu humor, że zaczyna opowiadać zabawne dowcipy- temat: medycyna. W tym czasie do miejsca ogniska podjeżdżają uczestnicy wycieczki rowerowej prowadzonej przez księdza z pobliskiej wsi Szczecyn. Po krótkiej rozmowie z napotkanymi turystami dogaszamy ognisko i leśnym duktem ruszamy z powrotem do Baraków Starych, gdzie zaparkowaliśmy nasze samochody. Musimy jeszcze zdążyć na lody do Zaklikowa. Wkrótce docieramy do punktu wyjścia. Jacek zmierzył, że przeszliśmy prawie 12,5 km. W A R T O B Y Ł O ! Spacer po okolicznych wąwozach o tej porze roku ma swój niepowtarzalny urok. Z turystycznym pozdrowieniem: Andrzej P. |