Beskid Śląski – Wisła Malinka
Inne wycieczki

Barania Góra, Kotarz

25-27.08.2017

W ramach KTK KOMPAS PTTK Stalowa Wola, Lidka Senderowska i Jacek Senderowski zorganizowali dwa dni wędrowania po Beskidzie Śląskim. Wyjechaliśmy dzień wcześniej, bo w piątek o godzinie 16:45 z Dworca PKS w 25 osób. Późnym wieczorem dojechaliśmy przez Szczyrk do Wisły Malinki, gdzie nocowaliśmy w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym GRANIT, tel. 783. 966770. Dostaliśmy przydziały w pokojach 6 osobowych z piętrowymi łóżkami i łazienkami, ale były też pokoje 2 osobowe.

W sobotę rano dołączyła do nas 4-ro osobowa rodzina Piotrowskich.

26.08.2017 Przełęcz Salmopolska 934m, czerwony szlak; Malinów 1117m, Przełęcz Malinowska 1012m, Malinowska Skała 1152m, zielony szlak; Zielony Kopiec 1154m, Gawlas 1077m, Magurka Wiślańska 1140m, Barania Góra 1220m, niebieski szlak; wzdłuż Białej Wisełki, Kaskady Rodła, parking Wisła Czarne.

Przejście 16,5 km czas= 5 godziny 10 minut, podejść= 635m, zejść 1000m.

Wg Jurka Kopeczka przeszliśmy 18km, punktów 23GOT.

1 dnia wędrówki, po śniadaniu zrobionym we własnym zakresie, 29 osób wyjechało o godzinie 8-ej na Przełęcz Salmopolską. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Z lewej zostawały za nami domki głęboko w dolinach. Zaczynaliśmy na wysokości 934m n.p.m. Robert na mapie przy parkingu pokazał nam trasę do przejścia w kierunku Baraniej Góry i dalej do Wisła Czarne.

Zwartą grupą ruszyliśmy czerwonym szlakiem na wschód za Białym Krzyżem. Powoli grupa się rozciągała i zostawaliśmy w tyle. Po pół godzinie podchodzenia stromo pod górę po kamienistej drodze doszliśmy do Malińca 1117m i wyczytaliśmy, że do Malinowskich Skał mamy jeszcze 1 godzinę marszu. Grupa czekała nieopodal przy stoliku.

Był czas na krótki odpoczynek i poszliśmy dalej, najpierw łagodnie pod górę wśród niewysokich świerków, a później stromo w dół po kamiennych głazach, ale za to z pięknymi widokami na dolinki i łyse szczyty za nimi porośnięte pojedynczymi drzewami. Kolejny odpoczynek był w miejscu, gdzie szlak zakręcał lekko w prawo.

Ruszyliśmy dalej, gdy tylko dołączyli do nas ostatni, by dalej iść zwartą grupą do Przełęczy Malinowskiej. Niebieski szlak poszedł w bok, a my doszliśmy do Malinowskiej Skały szeroką drogą wśród kikutów drzew.

Ze szczytu mieliśmy dalekie widoki aż po Jezioro Żywieckie i wieżę na Skrzycznem. Usiadłam z ulgą na ulubionym pniaku, bo byłam tu już dwa tygodnie temu, a koledzy pobiegli robić zdjęcia ze skałą. Słoneczko ciepło grzało, otaczał nas zielony ocean gór. Tylko trawa zżółkła przez te dwa tygodnie. Czekało nas jeszcze 3 godziny do Baraniej Góry.

Po pół godzinnym odpoczynku ruszyłam na południe zielonym szlakiem. Powoli inni też zaczęli schodzić w dół do miejsca gdzie dochodził niebieski skrót. Przed nami wyraźnie widoczna była droga wśród drzew na Zielonym Kopcu.

Brakowało mi pary młodych ludzi, którzy pierwszy raz z nami pojechali. Dopiero na Magurze Wiślańskiej dodzwonili się, że poszli w przeciwnym kierunku i doszli do schroniska na Skrzycznem. Pozostało im zejść do Szczyrku i jakoś dostać się do Wisły Malinka.

Minęliśmy się z liczną grupą turystów. Doszliśmy do Rezerwatu Barania Góra utworzonego w 1953r. Zachowano w nim drzewa uszkodzone przez huragany i owady.

Ja byłam miło zaskoczona, że na rozdrożu pojawił się przy kierunkowskazach znak szczytu Magurka Wiślańska, którego w tym miejscu nie było jeszcze dwa tygodnie temu.

Kiedyś rósł tu gęsty świerkowy las, a teraz nic nie zasłaniało widoków i wkrótce w dali widzieliśmy wieżę na szczycie. Mijały nas z Januszem rodzice z dziećmi. Widzieliśmy na dalekim zboczu naszych odpoczywających. Gdy się zbliżyliśmy, ruszyli do przodu, a my z Januszem usiedliśmy by ugasić pragnienie i odsapnąć.

Długo jeszcze wspinaliśmy się zboczem Baraniej Góry wąską kamienną ścieżką z powykręcanymi korzeniami drzew, które kiedyś tu rosły. Powoli odbijały w górę małe świerki wśród wykrotów.

W końcu, mijając się ze schodzącymi turystami, dotarliśmy na szczyt, gdzie w pobliżu wieży rozłożyła się już nasza grupka. Ewa niecierpliwie chciała zrobić zdjęcie grupowe, bo planowała już iść dalej, jednak byliśmy zbyt zmęczeni, żeby się ruszyć.

Dopiero po pół godzinie, gdy pojedliśmy i nasyciłam oczy widokami ruszyłam na wieżę, wtedy pozostali zaczęli się ustawiać do zdjęcia z wieżą w tle.

Lidka jeszcze zostałaby, ale kierunkowskazy informowały, że mamy jeszcze 2 godziny na zejście do Wisła Czarne, a ja zapowiadałam nudny marsz asfaltową drogą przez 3 km. Więc po 13-tej ruszyliśmy w dół. Lekko potknęłam się na głazach, ale udało mi się utrzymać w pionie. Na zejściu Robert już nie zatrzymywał grupy, więc każdy schodził swoim tempem, ale jednak pilnował tych, co szli na końcu i wspierał nas na duchu.

Chwilę odpoczęliśmy przy zadaszeniu poniżej źródeł Białej Wisełki. Nabieraliśmy wody z coraz obfitszych strumieni, bo wyczerpały nam się zapasy. Podziwialiśmy pieska Ani, jak radził sobie na trasie.

Przy Kaskadach Rodła porobiliśmy zdjęcia i w końcu z ulgą postawiliśmy nogi na asfalcie. Lekko się schodziło ciągle w dół.

Po drodze minęły nas trzy wozy zaprzężone w konie. Zazdrościliśmy turystom takiego podwozu na szlak. Jednak wkrótce zawrócili i minęli nas. Widocznie był to tylko spacer doliną. Okazało się później, że wracając zabrali kilku naszych najbardziej utrudzonych do Wisła Czarne. Pozostało nam odpocząć w barze, gdy autobus czekał na parkingu. Obiad był umówiony na 17-tą, więc mieliśmy jeszcze czas, by Robert pokazał nam zaporę i Zbiornik Wodny Wisła Czarne o powierzchni 40ha.

Na obiedzie znalazły się nasze zguby i obiecali tym razem trzymać się grupy. Pozostało jeszcze wstąpić do sklepu po niezbędne zakupy. Wieczorem spotkaliśmy się przy ognisku. Były dwie gitary i Tamara z Jurkiem śpiewali na zmianę, a my próbowaliśmy im wtórować, chociaż nie wychodziło nam to tak dobrze jak Lidzi. Na niebie świeciły gwiazdy i tylko za górami błyskało. Przed północą ostatni poszli spać, a w nocy burza dotarła do nas i wypadało się do rana.

 

27.08.2017 Przełęcz Salmopolska 934m, czerwony szlak; Grabowa 907m, czarnym Chata Grabowa Ogród Bajek 800m, bez szlaku do czerwonego 900m, Kotarz 974m, Hyrca 829m, niebieski spacerowy; Beskidek 860, Przełęcz pod Karkoszczonką 729m, żółtym; Chata Wuja Toma, parking.

Przejście 11km, czas 4 godz. , podejść 464m, zejść 770m.

Wg Jurka Kopeczka punktów 15GOT.

2 dnia znów śniadanie we własnym zakresie. Trzeba było się spakować, bo opuszczaliśmy gościnne schronisko. Po 9-tej wyjechaliśmy na Przełęcz Salmopolską. Tym razem mieliśmy iść w przeciwnym kierunku, tj. na zachód.

Ewa postanowiła zostać w autobusie zmęczona forsowną trasą z poprzedniego dnia. Kaziu skuszony Ogrodem Bajek postanowił chociaż go zobaczyć. Tamara z dziećmi pojechali swoim samochodem do Szczyrku i czekali na nas w Chacie Wuja Toma.

25 osób szło powoli wśród wysokich drzew zostawiając za sobą łąkę żółtych kwiatów. Na Grabowej zapadła decyzja ostateczna, że schodzimy do Chaty Grabowej. Było stromo w dół w ciemnym lesie, a prowadził czarny szlak. Pamiętam, że przed laty było tu schronisko z parasolami.

Teraz ujrzeliśmy trochę dalej drewniany domek, który oferował pyszną domową kuchnię. Z tyłu znajdował się ogród pełen głazów rzeźbionych, oczek wodnych i drewnianych rzeźb.

W dali mieliśmy widoki na Czantorię i Stożek. Rozbiegliśmy się po ogrodzie podziwiając fantazję twórców. Próbowaliśmy nazwać rzeźbione stwory.

Gdy odchodziliśmy, z domku dochodziły smakowite zapachy. Robert w ostatniej chwili zmienił trasę i zdecydował, że wracamy do szlaku inną drogą. Tymczasem Janusz pogonił czarnym szlakiem i nie można było się dodzwonić do niego.

Na szczęście Kaziu wracający na parking zawrócił go. Gdy czekaliśmy na niego, okazało się, że Wojtek został na Grabowej, bo nie chciało mu się schodzić i poinformowany przez Kazia doszedł do nas czerwonym szlakiem.

Nowa droga okazała się bardziej malownicza i widokowa. W końcu w komplecie ruszyliśmy wśród wysokich drzew na Kotarz 974m.

Dostaliśmy tu pół godziny na odpoczynek w pobliżu baru z widokiem na Skrzyczne.

Słońce mocno grzało, a wietrzyk chłodził.

Dalszy szlak był łagodny i szło się relaksowo aż do wyciągu na Hyrcy 829m.

Szeroka droga pełna ruchomych kamieni prowadziła ze szczytu bardzo stromo w dół i trzeba było uważać. Za to z ulgą ujrzeliśmy łagodne podejście na kolejny wzgórek.

Wysokie trawy kołysał wiatr.

Podziwialiśmy przekwitające kwiaty i odsłaniające się widoki na Klimczok i Błatnią. Minęłam prywatną posesję na zboczu góry. Zaskoczona ujrzałam czekającą grupkę z Robertem, Jurkiem Kopeczkiem i Sapą na obniżeniu przed kolejną górą. Zdecydowaliśmy się przejść niebieskim szlakiem spacerowym przez szczyt Beskidek 860m.

Czołówka grupy zdążyła już pójść czerwonym, który prowadził płajem wokół góry Beskidek. Na szczycie oprócz widoków na Szczyrk widzieliśmy stacje końcowe wyciągów narciarskich.

Szeroką drogą zeszliśmy do Przełęczy Karkoszczonka.

W dole ujrzeliśmy dachy prywatnego schroniska Chaty Wuja Toma, ale jeszcze kawałek szliśmy żółtym szlakiem, by dojść do celu i tu spotkałam Szlak Św. Jakuba.

Weszliśmy w uliczkę między chatami i stołami, oraz barami.

W starej chacie za radą Lidki, by zjeść obiad, zamówiliśmy zupę czosnkową. Wyczytałam, że znajdujemy się na wysokości 746m. Przełęcz Karkoszczonka wzięła nazwę z gałęzi bukowych, zwanych tu karkoszkami, które latem zbierano na opał. Serce Chaty stanowi stara góralska zagroda z 1918r. Jak usłyszałam noclegi zamawia się z dwuletnim wyprzedzeniem.

W końcu wypoczęci, najedzeni ruszyliśmy betonowymi płytami stromo w dół. Autobus już czekał nieopodal sklepu. Był czas na lody zanim ostatni nie zeszli z gór. Pozostało nam wracać do Stalowej Woli. Od Tarnobrzega goniła nas burza z rozbłyskami między chmurami.

Na szczęście udało nam się dotrzeć do domów zanim się rozpadało.

Halina Rydzyk