Pasmo Jeleniowskie szlakiem Edmunda Massalskiego.
Inne wycieczki,(woj. świętokrzyskie).

21 czerwiec 2014

Trasa: Gołoszyce- Aleja Lipowa, czerwony szlak: Truskolaska 448m, Wesołówka 469m, Przełęcz Kaczmarka, Szczytniak 554m, Jeleniowska 533m, Paprocice - kościół.

W 6 osób przeszliśmy 17km + podejść 500m. GOT= 22pkt

Wygląda na to, że były to niezłe podejścia. Ale daliśmy radę! :)

Znów dołączyliśmy się do planu Idziniaków, by przejść kolejny etap czerwonego szlaku Gołoszyce- Kuźniaki im. Edmunda Massalskiego, którego całkowita długość wynosi 105km. Tym razem Ewa postanowiła przejść Pasmo Jeleniowskie za jednym razem, a więc odcinek 17km od Gołoszyc do Paprocic. Z Paprocic ostatnio szliśmy na Święty Krzyż i spodobał nam się parking przy murowanym kościółku.

Ewa poprosiła kuzyna, by odwiózł ich spod kościoła, gdzie zostawili samochód na początek trasy w Gołoszycach.

Nasza czwórka tymczasem ruszyła od szosy spacerkiem „Aleją Lipową” 1 km w kierunku Cmentarza Wojennego 1914- 15, na którym pochowano 299 żołnierzy; austriackich, rosyjskich, polskich .

„Aleja Lipowa” jest Pomnikiem Przyrody. Rośnie przy niej 88 wiekowych lip cenionych za urodę. Niektóre z nich mają dodatkowo znak Pomnika Przyrody.

Nie musiałyśmy się śpieszyć, więc miałyśmy czas na zachwyty nad kwitami polnymi, które pięknie rozwinęły się o poranku; maki czerwone, chabry błękitne, białe rumiany o złotych środkach, żółty dziurawiec, a biała koniczyna tworzyła dywany. Kwitły kłosy pszenicy, żyta, owsa, jęczmienia. Pasmo Jeleniowskie zieleniło się na tle jasno- zielonych pól i łąk, a na błękitnym niebie płynęły białe obłoczki. Zapach kwiatów czarnego bzu odurzał nas. Gdy na końcu dróżki obok kapliczki Św. Huberta znalazłyśmy polankę pełną dorodnych poziomek, byłyśmy zachwycone. Miałyśmy czas zjeść spóźnione śniadanie zanim doszli Marian i Ewa.

Gdy już wszyscy byliśmy gotowi do dalszego marszu, rozpadło się. Lunęło niespodziewanie, a my nie byliśmy pewni dalszej trasy. Ja miałam na mapie i pamiętałam, że szlak prowadził prosto w kierunku pasma. Tymczasem na drzewie zaznaczony był wyraźny zakręt w lewo i później na mapie Ewy okazało się, że zmieniono trasę na drogę wzdłuż pól. Ale chwilę trwało, zanim ja nie przekonałam się, że nie mam racji, a Ewa znalazła kolejny znak szlaku. Dobrze, że zasięg telefonii komórkowej działał. Wkrótce szliśmy brzegiem lasu w 6-tkę, a deszcz przestał padać.

Na wysokości Truskolaski skręciliśmy w prawo na drogę leśną. Prosto, stromo pod górę wyprowadziła nas na sam szczyt Truskolaska 448m. Jako, że była to sobota, w lesie robiono porządki i zdziwione zobaczyłyśmy pracujące kobiety.

Dalsza droga prowadziła grzbietem wśród dorodnych buków i jodeł. Gdy znaleźliśmy się na Wesołówce 469m pojawiły się przy ścieżce kopczyki z betonowymi słupkami. Zastanawialiśmy się, czy może oznaczały kiedyś jakąś granicę.

Znów postraszyło deszczem, gdy dochodziliśmy do przełęczy Kaczmarka 406m. Błotniste drogi w lesie były rozjeżdżone przez ciężki sprzęt. Przejście utrudniały rozrzucone gałęzie i pniaczki. Wiele pni było zwalonych więc mieliśmy na czym usiąść, by odpocząć

Od szosy nr 74 Opatów- Łagów na przełęcz prowadziła asfaltowa droga, a dalej w dół już była szutrówka. Czerwony szlak wąwozem wprowadził nas w las na południowym zboczu Góry Witosławskiej. Piękna dróżka wśród bukowych drzew wiodła do tablicy z napisem, Rezerwat leśno- geologiczny „Małe Gołoborze”.

Przeczytaliśmy, że rezerwat położony jest na terenie gminy Waśniów w nadleśnictwie Łagów i ma powierzchnię ponad 20ha. Utworzono go dla zachowania dawnego gołoborza i ciekawych wychodni skał kambru, oraz dla starodrzewia bukowego i bukowo- jodłowego z wieloma pomnikowymi okazami. Niestety gołoborze na Górze Chocimowskiej chyba zarosło, bo widzieliśmy tylko drzewa, a na poszukiwania jego odsłoniętych fragmentów nie było czasu. Podobno Marian już kiedyś próbował.

Za kolejnym zakrętem ujrzeliśmy kamienny kopczyk z krzyżem. Przypięta tabliczka „Droga Ponurego” z informacją, że w tym miejscu 11 listopada 2012 roku odbyła się msza dla upamiętnienia 1943r, gdy na Szczytniaku odbyła się ostatnia koncentracja sił partyzanckich; „Przechodniu zdejm czapkę/ Klęknij pod tym krzyżem/ Miej oczy otwarte/ Popatrz na ziemię i pomyśl/ Ile w nią wsiąknęło krwi/ Bohaterów ziemi świętokrzyskiej.”

Marian wyciągnął wiersz opowiadający o Ponurym, a przygotowany na okazję zdobycia szczytu Szczytniak 554m i uroczyście nam go przeczytał.

Teraz musieliśmy odbijać na północ, by nie ominąć szczytu. Dodatkowe zielone strzałki ostrzegały nas przed kolejnym ostrym zakrętem, więc wkrótce znaleźliśmy się wśród rumowisk skalnych w Rezerwacie Szczytniak. Na głazach namalowana była ikonka, a krzyż przybity na drzewie też miał znaki ręki artysty. Tu zaczynał się czarny szlak, który schodził do Skoszyna i dalej Starej Słupi. Idziniakowie szli nim już kiedyś i zapewniali, że piękne skały można oglądać na zejściu. Darowaliśmy je sobie.

Tu znaleźliśmy zawieszoną tablicę z pozdrowieniami od kuzyna Ewy i jego kolegi; „Niskopienni górale świętokrzyscy pozdrawiają Lasowiaków Hej Ha !!”. Byli tu przed nami i z całej trasy wybrali ten szczyt do zdobycia. My tymczasem ruszyliśmy dalej zadowoleni, że szlak jest ładnie oznaczony, a dodatkowe zielone strzałki kierują nas na zakrętach na właściwe drogi.

Na środku traktu wyrósł beżowy muchomor twardawy z białymi kropkami udający kanię. Wąska ścieżka prowadziła nas wśród gęstwiny zielonych liści. Ostatnie ulewy wyryły głęboki rów w gruncie odsłaniając większe głazy, które mieniły się kolorami beżu. Ale my szukaliśmy głazów, które kiedyś pokazał nam Robert Piotrowski i później Marek Juszczyk. Byłam przekonana, że to niedaleko, ale nic na ich obecność nie wskazywało. Tymczasem doszliśmy do Przełęczy Jeleniowskiej.

W miejscu dawnej piaszczystej drogi polnej była szutrówka. Odpoczęliśmy na jej skraju obok wysokich traw. Drwal, którego minęliśmy wcześniej, właśnie skończył dzień pracy i zatrzymał się, by z nami pogawędzić. Słoneczko świeciło na błękitnym niebie, a ja wspominałam jak kiedyś tu odpoczywaliśmy na brzegu łąki leżąc leniwie na trawie.

Na Górę Jeleniowską 533m podchodziliśmy powoli wdychając cudownie rześkie powietrze po deszczach. Ciągle rozglądałam się za czymś, co przypominałoby miejsce kiedyś podziwiane przez nas. W końcu, gdy ujrzeliśmy tablicę „Rezerwat Przyrody Góra Jeleniowska”, byłam pewna, że jestem u celu.

Marian poszedł za mną na południe w poszukiwaniu skałek. Między cienkimi pniami drzew i paprociami widzieliśmy tylko małe kamienie porośnięte zielonym mchem. Kiedy doszliśmy do większych głazów zielonych od mchu i paproci, wiedziałam, że to tu. Byliśmy u celu. Zawołaliśmy resztę dziewczyn, by przedarły się przez zarośla i okrążyliśmy gruzowisko. Dopiero od strony południowej ujrzeliśmy je w całej krasie. Pomyśleć, jak przyroda przez te kilka lat ukryła przed ludzkim okiem swoje skarby.

Plan został wykonany, więc zadowoleni zaczęliśmy schodzić w dół po zeszłorocznych liściach bukowych. Drąg z gałęzi bukowej, jaki znalazłam na Szczytniaku, bardzo poręczny do podpierania, teraz okazał się bardzo pomocny przy niebezpiecznym zejściu. Postanowiłam zabrać go do domu na pamiątkę naszej wyprawy.

Wyszliśmy z ciemnego lasu znów na pola. Usiedliśmy ostatni raz tego dnia na brzegu drogi, delektując się szumem kwitnących kłosów kołysanych przez wiatr i białymi obłokami płynącymi po błękitnym niebie.

Jeszcze tylko głęboki wąwóz wśród drzew i źródełko przecinające drogę dzieliły nas od Paprocic. Samochód czekał przy kościele.

Mogliśmy spokojnie się zapakować i wracać do Stalowej Woli. Z okien samochodu podziwialiśmy jeszcze raz grzbiet Pasma Jeleniowskiego. Pomyśleć, że przeszliśmy całą jego długość w ciągu jednego dnia. Pełni wrażeń popadaliśmy w drzemkę. Tylko nasz kierowca musiał uważać, bo niestety mijały nas w szaleńczym pędzie inne samochody. A na drodze był ruch jak po weekendzie.

Halina Rydzyk