Nocny Rajd Świętego Emeryka
Inne wycieczki,(woj. świętokrzyskie).

7-8 czerwiec 2014

2014.06.07. Święta Katarzyna,   Góra Wymyślona 415m,   Góra Radostowa 451,    Przełom Lubrzanki ... Ł.04 GOT= 9pkt

2014.06.08. Przełom Lubrzanki 277m, Mąchocice Kapitularne 309m, Zajączkowa Struga260m, Cedzyna 258m, Radlin Ogrodzenie 280m, Leśniczówka Otrocz, Ostra Górka 326m, Leśniczówka Niestachów (13,8km + podejść 94m) P.6 Ł.04 GOT= 15pkt.

Razem GOT= 24pkt.

Nasza grupa KTK KOMPAS PTTK Stalowa Wola w liczbie 16 osób postanowiła dołączyć się do XIV Rajdu św. Emeryka , którego organizatorem był Oddział Międzyszkolny PTTK Starachowice przy współudziale Nadleśnictwa Daleszyce. Dzięki inicjatywie Lidki Senderowskiej mieliśmy dowóz i powrót busem, a Robert Piotrowski wybrał najbardziej malowniczą z 4-rech pieszych tras o długości 22km i poprowadził nas bezbłędnie mimo ciemności i nie zawsze widocznych oznaczeń. Najbardziej wierną uczestniczką tych nocnych eskapad była Irenka Jabczyk, która zaraziła nas przygodą nocnych wędrówek. Wróciliśmy pełni wrażeń i zachwyceni.

Za radą doświadczonych uczestników nocnych rajdów zabezpieczyliśmy się w latarki, a większość nabyła tzw. czołówki. Tym razem pogoda dopisała. O godzinie 18-tej wyjechaliśmy busem w kierunku Sandomierza. Zabraliśmy po drodze Andrzeja Kozickiego i przez Opatów, zapylony Łagów z kopalniami kamienia dojechaliśmy do Świętej Katarzyny. Wysiedliśmy przy Schronisku Młodzieżowym, gdzie miał nocować kierowca, gdy my będziemy maszerować wertepami. Pozostało nam zrobić zgłoszenie na starcie. Robert zapewnił nas, że nikogo nie zgubi na trasie.

Planowana trasa 4; Św. Katarzyna, Krajno Pierwsze, góra Wymyślona, góra Radostowa, przełom Lubrzanki, Ameliówka, Mąchocice Kapitularne, Cedzyna, Radlin Ogrodzenie, Niestachów Leśniczówka. Pełni optymizmu ruszyliśmy pod górę szosą obok Ośrodka Wypoczynkowego „Jodełka”. Słońce zachodziło, gdy wchodziliśmy w granicę Świętokrzyskiego Parku Narodowego. W bok odchodziła droga do Alei Miniatur, Szlaku Narciarskiego i Parku linowego...

Na Przełęczy Krajeńskiej znaleźliśmy się w momencie, gdy wszystkie kolory zachodzącego słońca jeszcze złociły się na niebie. Mogliśmy podziwiać doliny z domkami, w oknach których zapalały się pierwsze światła. Minęli nas organizatorzy zapewniając, że na mecie będzie czekać gar gorącej zupy.

Do Krajna Pierwszego szliśmy asfaltową szosą na grzbiecie pasma górskiego. Z mijanych domów wyglądali ciekawi gospodarze obserwujący kolejne grupki z plecakami przechodzące obok nich o tak późnej porze. Szlak skręcił w prawo między pola i robiło się coraz ciemniej.

Kiedy już zaczęliśmy się gubić między trawą i krzakami padł sygnał, że wyciągamy latarki. Ścieżka robiła się coraz mniej widoczna w szybko zapadających ciemnościach, a gdzieś w dali wysoko nad nami widzieliśmy migające światełka czołówek innej grupy. W pewnym momencie mieliśmy problem jak podejść na Wymyśloną i wybraliśmy wariant Marka Juszczyka, który nas kiedyś prowadził tędy za dnia. Podejście było strome, ale w nagrodę wkrótce znaleźliśmy się blisko głazów na szczycie. Były jednak zajęte przez odpoczywających turystów, więc Robert poprowadził nas dalej wąską ścieżką. Szliśmy szybko brzegiem pola, by wkrótce odbić w gęsty las. Na kolejnej polanie zdecydowaliśmy się na odpoczynek, gdyż zachwyciliśmy się widokiem rozległej doliny pełnej światełek. Ze zbocza Wymyślonej schodziły kolejne grupki światełek, by potem wspinać się rozświetlonym wężykiem na sąsiednią Radostową. Wyglądaliśmy jak zjawy w ciemnościach.

Dalszy marsz, tak jak Robert się obawiał, był pełen niespodzianek. Droga którą poszliśmy za bardzo odbiegała od kierunku marszu i musieliśmy zawrócić. Żeby sobie skrócić zsunęliśmy się po pionowej skarpie na inną drogę. Tu znaleźliśmy znaki szlaku czerwonego i już spokojnie zaczęliśmy wspinać się coraz bardziej stromo pod górę.

Co chwilę robiliśmy odpoczynki dla odsapki, a młodzież mijała nas prawie biegiem. Najważniejsze, żeby nikogo nie zgubić i żebyśmy całą grupą dotarli na szczyt Radostowej. Nareszcie ujrzeliśmy charakterystyczny trójnóg w świetle latarek. Koniecznie musieliśmy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia. Przejęta widokiem świecących się czołówek nie stanęłam do zbiorczego, ale za to miałam kilka ciekawych ujęć zjaw krążących w ciemnościach. Grupy się mieszały i poganiały, bo każdy chciał mieć pamiątkę. Teraz pozostało zbiec w dół ku Lubrzance, a pod drzewami było jeszcze ciemniej. Szlak na drzewach pojawiał się i znikał.

Pierwsza przeszkoda była, gdy po skręceniu w prawo ścieżka skończyła się. Kolejna grupa poszła bardziej w lewo i zawołała nas, że jest szlak. Później schodziliśmy drogą z coraz głębszymi koleinami stromo w dół. W pewnym momencie nawet zaczęliśmy zawracać, obawiając się, że szlak odszedł w bok. Jednak zaryzykowaliśmy i dalej szliśmy w dół. Ku naszej uciesze znalazł się na kolejnym drzewie. Grupy się wymieszały i już nie było widać kto jest z kim. Rozmowy się plątały. Pełno było śmiechu i słów wsparcia. Błoto zmuszało do ostrożnego stawiania kroków. Próbowaliśmy się odnajdywać w małych grupkach i nawoływania ciągnęły się na całym zboczu. W końcu ujrzeliśmy naszą rzeczkę. Niektórzy w ciemnościach chcieli przejść w bród, ale powstrzymaliśmy ich zapewniając, że obok jest kładka.

W końcu bezpiecznie znaleźliśmy się na szosie. Ostatni MKS z Kielc zwolnił, żeby nas zabrać, ale pomachaliśmy mu i po krótkiej odsapce i policzeniu do 16-tu ruszyliśmy na południe niebieskim szlakiem. Z hotelu Ameliówka na wzgórzu za drzewami dobiegały nas odgłosy dyskoteki. Odpoczęliśmy w świetle latarń na skraju wsi.

Mąchocice Kapitularne były jasno oświetlone i szliśmy chodnikami pełnym wyrw po niedawnym remoncie wyłączywszy latarki. Psy ujadały wściekle za ogrodzeniami, gdy skręciliśmy w prawo. Zaniepokojeni mieszkańcy wychodzili z domów, by zobaczyć co się dzieje. Dokładnie o 1-szej w nocy zgasły latarnie i otoczyły nas ciemności. Wychodziliśmy z wioski i tu tylko czujność Roberta skierowała nas na właściwą dróżkę, która miała doprowadzić naszą grupę do Cedzyny.

Wygodna szutrówka skończyła się, a my szliśmy na południe wąskimi koleinami drogi polnej smagani wysoką trawą, na której osiadała rosa. Buty zaczęły przemakać, a i błoto pojawiało się coraz częściej. Z lewej spośród trzcin dobiegały głosy rozbudzonych trzcinaczków. Ich śpiew świadczył o tym, że zbliżamy się do zalewu Cedzyna, ale tymczasem czekały koleiny głębokie i za kolejnym zakrętem, gdy weszliśmy w zagajnik długie kałuże. Znów czujność przewodnika i spostrzegawczość uczestników odnalazła właściwy kierunek. Szlak prowadził wzdłuż ogrodzenia wąską ścieżką i w końcu doszliśmy do ciemnego budynku nad zalewem. W czarnej wodzie odbijały się światła latarni na przeciwległym brzegu. Z ulgą siedliśmy na ławeczkach i w ciemnościach posilaliśmy się zapasami z plecaków.

Dalej szliśmy piaszczystymi traktami wzdłuż niedalekiego brzegu. Udało się odgadnąć hasło dzięki tablicy. Zaproponowano nam byśmy zagrzali się przy ognisku rybaków, ale my przyśpieszaliśmy. Szkoda czasu, bo droga jeszcze daleka a buty grzęzły w piasku. Trochę strachu było, gdy musieliśmy przejść nad rzeczką wpadającą do Cedzyny po 30cm płaskowniku. Ale wszyscy cało wyszli z tej próby i znów rozpędzili się, że w ciemnościach ciężko było ich dogonić. Przed mostem nad Lubrzanką widzieliśmy młodzież odpoczywającą na skraju chodnika. Trochę lamp ulicznych aż do ronda i znów weszliśmy w las. Chciało się usiąść odpocząć, ale nie było na czym i parliśmy do przodu.

Gdy doszliśmy do Radlina Ogrodzenie zaczęło świtać. W brzasku świtu mijaliśmy uśpione domy wspinając się ku leśniczówce Otrocz. Minęła 3-cia, a my znaleźliśmy jakieś kłody i mogliśmy chwilę odpocząć.

Gdy szliśmy szerokim, asfaltowym traktem leśnym, niedawno zrobionym, słońce wschodziło za drzewami barwiąc obłoki na różowo i pomarańczowo. Dalej prowadził nas szlak oznaczony literką E. Weszliśmy na błotnistą drogę rozjeżdżoną przez drwali. Musieliśmy iść poboczem, by nie ugrzęznąć w miękkim błotku. Za to po wyjściu z lasu ujrzeliśmy zachwyceni malownicze poranne mgły nad polami.

Doszliśmy do wsi Niestachów. Zimno zrobiło się od niewyspania i wilgoci.

Złote słońce coraz wyżej wznosiło się nad horyzont.

Rosa zawisła na licznych pajęczynach tygrzyków gęsto utkanych wśród nieużytków.

Przeszliśmy mostem nad Warkoczem i dwie czarownice z miotłami przywitały nas na terenie leśniczówki Niestachów.

Już tłum roześmianych turystów umęczonych trasą zasiadł przy stołach pod zadaszeniem. Każdy z nas otrzymał talerz gorącego żurku z dużą ilością pieprzu. Był chlebek, kawa i herbata. Zmarznięci mogli ogrzać się przy ognisku. Zaczęły się konkursy, a kolejni uczestnicy rajdu dochodzili i też dojeżdżali z 5-tej trasy rowerowej. W sumie zgłosiło się ponad 300 chętnych do nocnej włóczęgi.

Posileni i wypoczęci po 5-tej wezwaliśmy busa i drzemiąc pozwoliliśmy się wieść do naszych domów w Stalowej Woli.

Wrażeniami podzieliła się; Halina Rydzyk Zdjęcia udostępnili; Halina Rydzyk i Marysia Małek