Okolice Stalowej Woli
Lipa- Janiki- Lipa

2014.05.10

Trasa; Lipa Parking Pod Dębami, żółty szlak lipski; Świdle, Pistolecie Bagno, Góra 188,2m, Janiki, Rybakówka, Staw Witold. Czerwonym szlakiem do kapliczki i dalej do pomarańczowego. Pomarańczowym do Lipy.

Przeszliśmy = 16km.

Było nas 6 osób. Wyjechaliśmy ze Stalowej Woli o godzinie 8.00. Na końcu Lipy skręciliśmy w lewo przy mapie Szlaków Lipskich i zatrzymaliśmy się na Parkingu pod Dębami. Tu brało początek kilka szlaków o różnych kolorach i przebiegu.

Ruszyliśmy asfaltem w lewo żółtym. Skręciliśmy w las przy drewnianym krzyżu. Wkrótce ujrzeliśmy wiekowy dąb i kolejne znaki szlaku.

Bardzo pomocna tego dnia była nam mapka Lipskich Szlaków Turystycznych wydana przez Stowarzyszenie Rozwoju Miejscowości Lipa – Lipa Zdrój.

Padało, gdy ruszaliśmy żółtym szlakiem w las. Zachwycały drzewa świeżą zielenią liści. Kwitło bagno białymi kwiatami. Na jagodzinach już zieleniły się jagody. Wśród traw dojrzeliśmy pierwszego kozaka i maślaka.

Mijaliśmy kolejne górki, by za Pistolecim Bagnem wejść na teren Rezerwatu Łęka.

Szlak odbił na południe i droga stawała się coraz bardziej zarośnięta. Na świeżo wysypanym piasku ujrzeliśmy ślady kopytek saren i ślad wilka z pazurami, a ja wcześniej widziałam czarny grzbiet biegnący szybko wśród wysokiej trawy. Przyspieszyliśmy, bo wokół robiło się coraz bardziej dziko. Bagienne doły wypełnione były czarną wodą, na której robiły się kręgi od kropli deszczu, który znów mocniej padał.

W końcu droga skręciła w prawo, a szlak poprowadził prosto ledwo widoczną ścieżką, która ku naszemu zaskoczeniu zaczęła piąć się pod górę. Należało wyjść na szczyt 188,2m . Po zejściu nie zauważyliśmy, że szlak odbija w lewo i poszliśmy dalej prosto. Zdziwiliśmy się, że drogę porastała wysoka trawa. Wróciłam szukać szlaku, bo teraz dopiero zobaczyłam rozbieżności na mapach, gdy Marian stwierdził, że nie widzi dalszych znaków. Tymczasem Ewa ujrzała kładkę na strumieniu i nie było odwrotu. Musieliśmy iść za nią. Brak zasięgu telefonu komórkowego nie pozwalał się porozumieć, a nie mogliśmy się pogubić. Pod nieobecność gospodarzy przeszliśmy przez bramę i na drodze odnalazł się żółty szlak.

Minęliśmy Janiki. Przy wiekowym dębie z kapliczką stała figurka Jezusa. Helenka zaczęła opowiadać legendę z tych stron. Musiałam zawrócić po zgubioną mapę i później długo doganiałam resztę. Jeszcze wspólne zdjęcie na mostku i poczuliśmy zapach siarki wydobywający się z płynącej wody. Ostatnio w Lipie zrobiono nowe udane odwierty potwierdzające obecność w gruncie wody leczniczej.

Chwilę podziwiałyśmy stawy wypełnione wodą za Rybakówką, tj. Witolda i Ostatni. Wiał silny wiatr, więc cofnęliśmy się na granicę lasu i siedząc na brzegu opróżnionego z wody stawu, którego dnem sączyła się zakrętami smuga, obserwowałyśmy pędzące chmury na niebie. Marysia zauważyła, że te wyższe płynęły w przeciwnym kierunku do niższych kłębiastych. Słońce mocno przygrzewało. Trzciniaczek śpiewał wśród trzcin, a w lesie koncertowały słowiki.

Ruszyliśmy w drogę powrotną zostawiając Janiki z boku. Robiło się coraz cieplej więc ściągaliśmy kurtki. Przydały się okulary słoneczne. Po lewej stronie mieliśmy malownicze rozlewiska z kwitnącymi roślinami. Wkrótce weszliśmy między pagórki porośnięte jagodzinami. Czerwonym szlakiem doszliśmy do szosy Lipa- Goliszowiec.

Było tu zadaszenie dla turystów i nowa kapliczka. Dalej w lesie spotkaliśmy szlak pomarańczowy, który przez 2km szedł drogą równoległą do czerwonego, a oddaloną o 20 metrów. Dopiero później nasz pomarańczowy szlak odbił na północ.

Początkowo szliśmy szeroką piaszczystą drogą. Dalej trakt był mniej uczęszczany i porośnięty niską trawą. W powietrzu poczuliśmy zapach smarów. Skręciliśmy w prawo na dojazdową drogę do nasycalni, wyłożoną betonowymi podkładami kolejowymi. Tu spotkaliśmy wędrującego zaskrońca.

Słoneczko pięknie świeciło, a białe chmury płynęły po niebie, gdy doszliśmy do Starej Lipy szosą. Spotykaliśmy coraz więcej rowerzystów. Kwitły jarzębiny i żarnowiec. Wzdłuż malowniczych stawów doszliśmy do naszego samochodu obok pięciu wiekowych dębów. W cieniu drzew przygotowano ławeczki dla znużonych turystów.

Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy leśnym asfaltem przez Goliszowiec, w którym ciągle przybywa nowych domów, przez Rzeczycę Długą, Brandwicę do Stalowej Woli. Chcieliśmy uniknąć świateł związanych modernizacją szosy. Mimo to w Brandwicy musieliśmy 2 razy czekać na mijankach.

Halina Rydzyk