Góry Sanocko- Turczańskie (9)
Kalwaria Pacławska, Połoninki Kalaryjskie, Leszczyńska Góra, Makowa

26 kwiecień 2014

Trasa; Kalwaria Pacławska, szlak niebieski; Żytna 505m, Przełęcz pod Kiczerą 445m, Bez szlaku; Sopotnik, Leszczyny, Leszczyńska Góra 461m, Bryłowa 396m, Makowa.

Trasa= 14,1km. Podejść=170m. Punktów= 16GOT (Opracował: Jurek Kopeczek.)

Była to 9-ta wyprawa Klubu Turystyki Kwalifikowanej KOMPAS PTTK Stalowa Wola z cyklu „Góry Sanocko- Turczańskie wraz z terenami na południe i wschód od Doliny Wiaru oraz z Pasmem Otrytu”.

W autobusie jechało nas 23 osoby, o 2 mniej niż planowaliśmy z powodu niespodziewanej choroby. W planie mieliśmy wiosenny spacer Połoninkami Kalwaryjskimi. Tym razem mocnych wrażeń dostarczyły nam koniki polskie.

Do Kalwarii Pacławskiej odległej od Przemyśla o 24km dojechaliśmy wczesnym rankiem. Nie było jeszcze pielgrzymów, a nad pogórzem unosiła się mgła. Dopiero otwierano stragany z pamiątkami, ale Sanktuarium Męki Pańskiej i Matki Bożej Kalwaryjskiej było już otwarte. Pierwszy raz mogłam spokojnie przejść się po kościele i podejść do bocznego ołtarza z cudownym obrazem Matki Boskiej, zabezpieczonego niedawno specjalną szybą kuloodporną, która jednocześnie nie daje refleksów świetlnych, dzięki czemu obraz jest wyeksponowany. Po chwili zadumy i modlitwy w ciszy świątyni poszliśmy w poszukiwaniu wieży widokowej. Znaleźliśmy się na trasie Ścieżki Edukacyjno- Przyrodniczej w Kalwarii Pacławskiej o długości 2,5km i czasie przejścia 1,5 godziny. Zaliczyliśmy tylko 6 i 7 przystanek resztę zostawiając na inny czas. Byliśmy na wysokości 465m n.p.m.

Przystanek 6.

Jak czytamy na tablicy, Kalwaria Pacławska zawdzięcza swe powstanie Andrzejowi Maksymilianowi Fredrze herbu Bończa. W latach 1620- 1679r. wybudowano drewniany kościół i klasztor. Fortyfikacja na szczycie trudno dostępnej góry tworzyła gwiazdę. Lokalizacja klasztoru na tym terenie związana była z koncepcją tworzenia szeregu twierdz nad rzeką Wiar, których zadaniem było wzmacniać „bramę przemyską”.

Przystanek 7.

Znajduje się tu murowana z czerwonych cegieł strzelista kaplica rodu Tyszkowskich. Zbudował ją w latach 1886-1906 Paweł Tyszkowski.

Jest tu też Aleja Lipowa. W 1933r. gwardian kalwaryjski wpadł na pomysł, by posadzić 32 lipy na pamiątkę 250 rocznicy odsieczy wiedeńskiej. Tak powstała Aleja Sobieskiego. Natomiast jedną lipę posadzono przed kościołem na upamiętnienie 50 rocznicy koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Kalwaryjskiej. Nadmieniono, że mamy 30 gatunków lipy, która dobrze się czuje w naszym klimacie, pięknie pachnie, gdy kwitnie w lipcu i ma właściwości lecznicze, a podobno też chroniła domy przed piorunami.

Natomiast sama wieża była zamknięta, co nas nie zmartwiło przez wzgląd na zamglony horyzont, a i tak znaleźliśmy punkt z którego roztaczał się daleki widok na Pogórze Przemyskie. Jest tu obszar specjalnej ochrony ptaków w ramach Europejskiej Sieci Ekologicznej Natura 2000.

Kolejna informacja, to opis pogórza. „Na Pogórzu Przemyskim wysokość bezwzględna wzrasta w kierunku południowo- wschodnim nabierając charakteru „gór rusztowych”. W dolinie rzeki Wiar krajobraz zmienia charakter z podgórskiego na górski przechodząc w Góry Sanocko Turczańskie z Suchym Obyczem 617m n.p.m. To mozaika pokrytych lasami wzgórz i dolin rzecznych, pól uprawnych, łąk, ugorów. Stwierdzono występowanie 29 gatunków ptaków szczególnie objętych ochroną.”

Tymczasem zebraliśmy się na parkingu. Jurek ustawił nas tradycyjnie w kółku i każdy podał swoje imię, żebyśmy poznali się z tymi, którzy pierwszy raz dołączyli do zdobywców Gór Sanocko- Turczańskich. Kusiły otwarte kiermasze łakociami, leczniczymi specjałami i pamiątkami, ale już czołówka szła na południe. Do wsi Pacław prowadził niebieski szlak PTTK. Mijaliśmy charakterystyczne domy z zadaszeniami. Drewniane stare chaty, by wyjść na łąki z dalekimi widokami na zalesione góry.

Zaskoczone kozy przyglądały nam się. Zza płotów wyglądali miejscowi zdziwieni tak liczną grupą maszerującą wczesnym rankiem na Połoninki Kalwaryjskie. Szutrówka wkrótce przeszła w błotnistą drogę. Powoli wspinaliśmy się coraz wyżej na Mandżochę 471m. Wśród soczystej trawy kwitł mlecz i pierwiosnek lekarski.

Rozpogadzało się i nad naszymi głowami radośnie śpiewał skowronek. Musieliśmy chwilę poczekać, by załadowano ostatni pień na samochód.

Wkrótce przeszliśmy ostrożnie obok rozjeżdżoną drogą. Dalej już zielonymi łąkami wspinaliśmy się na szczyt Żytne 505m. Gałęzie tarniny obsypane były białymi kwiatami. Zielone listki brzozy delikatnie szeleściły na wietrze. Niebieski szlak towarzyszył nam namalowany na zeschniętych drzewach lub wbitych w ziemię słupkach.

Minęliśmy drewniany krzyż, kapliczkę w cieniu drzew. Kolejna grupka drzew była już za górą. W dali widzieliśmy białe ściany kapliczki na Ścieżce Kalwaryjskiej po wschodniej stronie Pacławia. Nas dziś interesowała zachodnia część porośnięta łąkami. Na południu widzieliśmy zalesione szczyty Masywu Suchego Obycza z drogą do Arłamowa. Wokół tylko zieleniła się trawa, a wśród niej wyrastały kępkami liście zimowitu.

Rozpogodziło się i zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek podziwiając krajobraz górzysty wokół. Wkrótce zaczęliśmy schodzić w dół nie zauważywszy żadnej drogi prowadzącej do wsi Leszczyny. Niebieski znak namalowano na złamanym betonowym słupie.

Dochodziliśmy do Przełęczy Pod Kiczerą 445m. Z lewej strony ujrzeliśmy leżące pnie drzew i Jurek dał się namówić wnuczce Gabrysi, żebyśmy zrobili tam posiadkę. Nie wiedzieliśmy, że to nasz jedyny spokojny odpoczynek na trasie.

W dolinie Leszczynki ujrzeliśmy ukryte w cieniu drzew dolinki kwitnących kaczeńcy. Czasami trakt zalewała woda, gdy szemrzący strumień towarzyszył malowniczej drodze z kwitnącymi drzewami. Stare drzewa owocowe świadczyły, że kiedyś tu mieszkali ludzie. Zostawiliśmy dawną wieś Paportno i doszliśmy bez szlaku do Sopotnik.

Wiekowa lipa dostojnie rosła obok kapliczki i zadaszenia. Zrobiliśmy zbiorcze zdjęcie na ambonce.

Wśród leśnych drzew kwitły narcyzy. Pozostało nam przejść wąską kładką nad strumieniem i droga rozszerzyła się.

Dalej szliśmy asfaltem do zabudowań wsi Leszczyny . 15 października 2013 roku oddano do użytku mieszkańców asfaltową drogę Makowa- Leszczyny- Sopotnik. Zadrzewione zbocza Wielkiej (592m) i Małej Pasieki (539m) mieliśmy na zachód, a przed nami zrujnowane gospodarstwa po dawnym PGR. Na łąkach po obu stronach licznymi kępkami rosły narcyzy jeszcze z kwiatami w pąkach, które po przyniesieniu do domu pięknie się rozwinęły. Na pastwisku, za murowaną kapliczką z dużym olejnym obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem, pasły się dwa rodzaje owiec małe całe białe i większe z czarnymi łebkami. Pilnowały je psy z pasterzem.

My do Makowej mieliśmy dojść szczytami. Zatrzymaliśmy się przy Cerkwi Greckokatolickiej Św. Mikołaja z XIX wieku. Zaczęło padać i wyciągnęliśmy parasole, a Jurek zapoznawał nas z historią. Na szczęście, gdy zaczęliśmy się wspinać na Leszczyńską Górę 481m, znów słońce zaczęło się przebijać zza chmur. Towarzyszył nam czarny, wielki pies i Ania była w stresie w obawie o swojego małego pieska.

Zza góry wyszły do nas koniki polskie w dużym stadzie. Gdy w końcu doszłam na szczyt okazało się, że konie otoczyły naszych kolegów próbujących jeść kanapki. Wojtek najbardziej był oporny i próbował je lekceważyć. Jednak gdy poczuł na plecach ich ciekawskie oddechy, a łeb jednego z nich zaczął obwąchiwać jego plecach, też podniósł się na nogi i wszyscy spokojnie zaczęliśmy się wycofywać w kierunku kolejnego szczytu Łysej 441m. Konie powoli zostały z tyłu, tylko pies uparcie szukał wśród nas kolejnych kanapek do spałaszowania.

Zatrzymaliśmy się za kępką drzew, w cieniu których kwitły pierwiosnki. U podnóża Kanasina unosił się dym z wypalarni węgla drzewnego. Niektórzy próbowali wejść na drewnianą ambonę, by schronić się przed psem. W końcu udało się go odstraszyć, ale dopiero, gdy zabrałam Anię z pieskiem w torbie i część grupy, by zejść z widoku koniom.

Czekaliśmy na granicy drzew, gdy pozostali odpoczywali na szczycie. Już wspólnie weszliśmy w gąszcz, by dalej iść ugorami porośniętymi krzakami.

Droga była podmokła, ale za to widoki wspaniałe. Wkrótce grupa się rozciągnęła i tylko czujki pilnowały, by nie zgubić nikogo. Piękna wiosenna zieleń, kwitnące przeróżne kwiaty usprawiedliwiały opieszałość. Cudowne powietrze zachęcało, by przedłużać spacer, by wrócić tu jeszcze na dłużej. W końcu ujrzeliśmy domostwa Makowej. Wzdłuż płotów kwitły licznie stokrotki. Tu Jurek czekał na końcówkę i razem zeszliśmy do nowej szosy koło mostu na rzece Wiar. Minęliśmy jabłoń, której wielkie pąki kwiatowe rozwijały się różowo- białym kolorem. Okrążyliśmy murowany kościół z czerwonym dachem i podeszliśmy do brzegu rzeki. W dali na północnym zachodzie widzieliśmy Kopystańkę.

Autobus czekał przy sklepie. Można było uzupełnić zapasy. Ale najpierw próbowaliśmy wyczyścić buty z błota. Długo trwało, aż w końcu wszyscy wsiedli do autobusu i mogliśmy wracać do Stalowej Woli zapadając w krótką drzemkę. Za oknami, po horyzont, kwitł na żółto rzepak, wśród wiatraków rozrzuconych na wzgórzach wokół Przemyśla.

Halina Rydzyk