Leśniczówka Zatyki
Babie Góry - Soputek - Babia Góra - Białe Góry - Chyły
09.03.2014
Przeszliśmy 14km – OTP 14 pkt.
Było nas 33 osoby, w tym 9 członków z KTK KOMPAS Stalowa Wola na wycieczce zorganizowanej przez PTTK Sandomierz pod przewodnictwem Marka Juszczyka. Prowadził nas Robert Piotrowski dzieląc się z nami swoimi przyrodniczymi wiadomościami i turystycznym doświadczeniem.
Spacer po Puszczy Sandomierskiej rozpoczęliśmy od szosy Rzeszowskiej na wysokości Leśnictwa Zatyki w Nadleśnictwie Rudnik nad Sanem. Była piękna słoneczna pogoda i zeszłoroczne liście bukowe złociły się jeszcze na gałęziach drzew.
Igły sosen i świerków nabrały już koloru świeżej zieleni. Robert z Tamarą zaczęli nam pokazywać różne gatunki sosen. Otaczała nas sosna zwyczajna , która ma po 2 igły krótkie i szyszki okrągłe. Na mchu ujrzeliśmy długie zaokrąglone szyszki to sosna wejmutka rosła nad nami. Jej długie igły rosły w kępkach po 5. Mogliśmy po drodze obserwować dorodne siewki wejmutki, jako znak, że zadomawia się w naszym lesie. Delikatne igiełki zebrane po 3 i elipsowate szyszki to sosna żółta, której igły zimą nabierają żółtego odcienia. Sosna czarna też rośnie w naszych borach. Ma igły po 2 spłaszczone o długości 4-18cm, bywa mylona z sosną czerwoną. Pod sosnami rosły paprocie, zieleniły się już jagodziska. Na mchu znaleźliśmy wypluwki sowy, czyli resztki niestrawionego przez nią pokarmu.
Piaszczystą drogą weszliśmy na pasmo Babich Gór. Tu na tle nasadzeń zrobiliśmy sobie zbiorowe zdjęcia. W końcu wycieczka była z okazji Dnia Kobiet i należało uwiecznić nas na Babich Górach. Robiło się coraz cieplej, a Robert poganiał.
Szliśmy dalej na zachód leśną drogą porośniętą zeszłoroczną trawą. Pewnie mało kto zapuszczał się w te leśne ostępy. Trakt przecinały nam kolejne malownicze rowy wypełnione wodą, w której odbijały się malowniczo białe pnie brzóz.
Na skrzyżowaniu mieliśmy chwilę na odpoczynek, i czas by wszyscy się odnaleźli. Zmieniliśmy kierunek marszu na północny. W wąwozie Robert zatrzymał się przy czarnym głazie i zapewniał, że to nie jest meteoryt. Po prostu wywożono do lasu, celem utwardzenia dróg, żużel z pieców i widocznie trafił się większy kawałek.
Kolejne skrzyżowanie dróg i sprawdzanie na mapie, gdzie jesteśmy. Wśród traw i jagodzin widzieliśmy coraz więcej żółtych motylków. Listkowiec cytrynek odbywał swój lot godowy na przedwiośniu. Listkowiec, bo zimuje wśród liści, a cytrynek z koloru i zapachu skrzydeł. Droga była coraz szersza i wyglądała na uczęszczaną. Minęliśmy kolejne skrzyżowanie z utwardzoną nawierzchnią. Nic dziwnego, że grupa coraz bardziej się rozciągała prowadząc ciekawe Polaków rozmowy.
Na kolejnym pagórku skręciliśmy na zachód w ledwo widoczną drogę wśród złocistych buków rosnących w cieniu dorodnych sosen. Krzaczki jagodzin zieleniły się w promieniach słońca, a my stąpaliśmy po miękkim dywanie z zeszłorocznej trawy. Robert stanął przy słupku opisującym kwadraty leśne i poczekał na resztę grupy. Dowiedzieliśmy się, jak sobie poradzić w lesie, gdy nie mamy kompasu i jest pochmurnie. Okazało się, że słupki ustawione są tak, byśmy z nich odczytali bezbłędnie północ- południe. Mech na pniu od północy nie zawsze się sprawdza.
Mijając kolejne młodniki próbowaliśmy odgadnąć gatunki sosen w nich rosnące. Szliśmy wzdłuż rowów wypełnionych wodą. Żaba trawna zdążyła już złożyć skrzek, który zielony unosił się na powierzchni wody.
Kolejny odpoczynek na drewnianym mostku. Minął nas jakiś biegacz. Kanał prowadził prosto do jeziorka, które było naszym celem. Musieliśmy podmokłą łąkę obejść bokiem, by drogą utwardzoną dotrzeć na brzeg Soputka. Kilka lat temu utworzono tu jeziorko z wyspą pośrodku. Pamiętam czasy, gdy przedzieraliśmy się po bagnistej łące skacząc po suchych kępach, by dotrzeć do szopy na jej brzegu. Widzieliśmy teraz wśród wysokich pożółkłych trzcin ślady bytności bobrów i wydry. Drobne fale kołysały się na niebieskiej toni wodnej.
Marek poganiał, więc ruszyliśmy tym razem na zachód prosto ku celowi dzisiejszej wycieczki. Babia Góra 184,2m znajdowała się w paśmie, do którego się zbliżyliśmy. Robert znaną sobie ścieżką poprowadził stromo pod górę wśród młodych samosiejek. Jeszcze długo szliśmy grzbietem zanim nie doszliśmy do miejsca po dawnej wieży. Tu był szukany szczyt – nasza Babia Góra. Pień drzewa, na którym w poprzednie lata odbywała się sesja zdjęciowa, spróchniał na tyle, że niebezpiecznie byłoby się na niego wspinać. Pozostało nam ustawić się w kółko na polance i strzeliły korki szampana na część kobiet. Następnie zeszliśmy do podnóża pasma i w bezpiecznym miejscu rozpaliliśmy małe ognisko. Chętni mogli sobie upiec kiełbaski. Było wygodnie siedzieć na świeżo ściętych pniach drzew. Słoneczko przygrzewało i oddaliśmy się błogiemu lenistwu.
Na komendę Marka niechętnie się podnieśliśmy. Na koniec postoju kolega z Sandomierza zapoznał nas z historią geologiczną Doliny Sandomierskiej.
Znów ruszyliśmy wśród pagórków na północ. Wśród traw pojawił się motyl rusałka kratnik, na pomarańczowym tle brązowe plamy, który powinien obudzić się dopiero w kwietniu. Minęliśmy szosę Bojanowską. Droga na Białe Góry 166,7m była prosta i grupa znów się rozciągnęła. Szutrówka Chylańska prowadziła wzdłuż Jelonki przy hałdzie na Jelni. Przy drodze widzieliśmy ślady aktywności bobrów i żeremie.
Autobus czekał na Chyłach przy przystanku końcowym ZMKS.
Halina Rydzyk