REZERWAT „ŁĘKA”
Bania - „Trzy grobki” - Łęczne Góry - Janiki - Rybakówka (Simbuda) - Koszarka - Rez. „Łęka” - Bania

25 sierpień 2013

Naszą niedzielną wędrówkę rozpoczęliśmy od leśnego parkingu w Bani, małej wioski w której są tylko trzy gospodarstwa. Tam pozostawiliśmy samochody i dwunastoosobową grupą weszliśmy do lasu. Jak na razie, niemalże wszystkie wyprawy w okolice Stalowej Woli odbywały się przy pięknej, słonecznej pogodzie. Tak też było i tym razem.
Mało uczęszczaną ścieżką otoczoną gęstym borem doszliśmy do mogiły partyzanckiej na której znajdują się trzy, różnej wielkości, drewniane krzyże. Miejsce to zwane jest przez miejscowych „trzy grobki”. Są tutaj prawdopodobnie pochowani polegli partyzanci, biorący udział w jednej z akcji przeciw hitlerowcom w Nasycalni Podkładów Kolejowych w Lipie. Groby są zadbane, w dalszym ciągu opiekują się nimi okoliczni mieszkańcy.

Maszerując dalej mijamy całkowicie już wyludnioną leśną wioskę- Janiki. Jak w większości leśnych wiosek, tak i tutaj, znajduje się zbiorowa mogiła, upamiętniająca pacyfikację wsi w 1943 roku. W latach 1942-1943 wioski Lasów Janowskich zostały spacyfikowane przez hitlerowców w odwet za współdziałanie z partyzantami.

Kiedy tak maszerujemy, mając za przewodnika Roberta nigdy się nie nudzimy. Zawsze dowiemy się czegoś ciekawego o najmniejszej roślince rosnącej w naszych lasach, o tym, czym się różni dąb szypułkowy od czerwonego, poznamy nazwę każdego owada, ptaka czy zwierzęcia które akurat zobaczymy. Robert ,to nasze dobro Kompasowe, które bardzo cenimy.

Ruszamy dalej kierując się w stronę kompleksu stawów i po drodze zatrzymujemy się przy ogrodzonym terenie będącym własnością koła łowieckiego „Głuszec”. Korzystając z uprzejmości miłego pana myśliwego, postanawiamy zrobić przerwę na posiłek i odpoczynek. Podziwiamy pięknie utrzymaną wiatę, solidne, drewniane ławy i stoły , zadaszone palenisko i rzeźbioną w drewnie kapliczkę ze świętym Hubertem-patronem myśliwych. Mogliśmy tam przebywać tylko ok. pół godziny, ponieważ akurat myśliwi strzelali na stawach do kaczek, a miły pan szykował dla strudzonych strzelców kiełbaski na grillu. Tak mi się tam spodobało, że nawet wyraziłam chęć wstąpienia do koła, lecz ku mojemu rozczarowaniu dowiedziałam się, że to męski sport, no i nie mam 20 000 zł. na wpisowe. A niech tam, nie ma czego żałować, bowiem strzelanie do kaczek, czy do jakiejkolwiek zwierzyny nie przystoi członkowi klubu „Kompas”.

Kiedy już posililiśmy się i pożartowaliśmy z gospodarzem ruszyliśmy dalej, a po drodze w tumanach kurzu mijały nas samochody myśliwych, wracających z polowania na kaczki i zmierzających do miejsca z którego akurat my wyszliśmy. Minęliśmy rybakówkę, zwaną dawniej Simbudą i doszliśmy do stawów hodowlanych. Ruszyliśmy groblą, na której gdzieniegdzie leżały łuski po nabojach, a ze wszystkich stron otaczały nas lustra wody w których odbijało się błękitne niebo. Było cudnie. Szkoda tylko, że kaczki wystraszone wystrzałami odfrunęły, ale udało nam się spotkać czaplę brodzącą w wodzie. Była jednak daleko i odfrunęła zanim ustawiłam ostrość w swoim aparacie.

Podziwiając te cuda natury zatrzymaliśmy się, aby poczekać na naszego prezesa Jacka, bo on czasem lubi pokontemplować w samotności i pozostał w tyle. Kiedy do nas dotarł, przysiedliśmy na ławeczce i pozjadaliśmy resztki prowiantu. Myślę, że wszyscy lubimy te krótkie chwile odpoczynku w czasie których żartujemy, wspominamy przygody z innych wypraw i czujemy symbiozę z tą piękną przyrodą.

Pora była ruszyć dalej. Chwila nieuwagi i w okolicach Koszarki część grupy zmyliła drogę więc Jerzy ruszył za nimi, aby ich zawrócić, a pozostali czekali na ławeczce przy jedynym w tej okolicy domku. Obok płynął kanał w którym kilka lat temu w czasie podobnej wyprawy , w zimnej wodzie wzięła kąpiel nasza klubowa koleżanka -Danusia. Kiedy już znowu byliśmy wszyscy razem, przekroczyliśmy bezpiecznie kładeczkę nad kanałem i wkroczyliśmy do rezerwatu Łęka. To przepiękne przyrodniczo miejsce, gdzie można spotkać łęgi jesionowo-olchowe, fragmenty buczyn i boru jodłowego, pomnikowe drzewa a także torfowiska i łąki. Główna ścieżka rezerwatu prowadzi początkowo wzdłuż malowniczej wąskiej i krętej doliny Łukawicy. Rzeka ta w większej swojej części płynie przez lasy w głębokim korycie i często meandruje. Zdziwiło nas to, że koryto było suche, rzeczka zmieniła bieg, prawdopodobnie nie bez udziału człowieka. Po jej lewej stronie, ciągną się podmokłe lasy, będące ostoją zwierzyny.

Wkrótce znaleźliśmy się przy naszych samochodach. Wędrując w otoczeniu stawów pomyśleliśmy, że dobrze byłoby zjeść świeżego, smażonego karpia i pełni nadziei, że uda nam się kupić w pobliskim Malińcu świeżą rybkę pojechaliśmy do wsi. Niestety, w okolicznym barze piwnym zastaliśmy tylko nieaktualną tablicę o sprzedaży karpia. Obeszliśmy się smakiem, ale za to posłuchaliśmy odtwarzanej ze szpulowego magnetofonu muzyki lat 70-tych. Ten wątpliwej jakości koncert zaprezentował nam będący pod bardzo dobrą datą starszy tubylec. Pora było wracać, a po drodze jeszcze odwiedziliśmy w Lipie rekonstrukcję przejścia granicznego z okresu zaborów Austro - Węgier i Carskiej Rosji.

Jeszcze tylko kilka zdjęć pomnika Adama Mickiewicza w Rzeczycy Okrągłej, podobno jedynej wsi w Polsce, która taki posiada i dojechaliśmy do Stalowej Woli.

Nasza wycieczka, aczkolwiek do Bani, wcale nie była do „bani”. Dopisywały nam humory i chociaż przeszliśmy tylko ok. 11 km widzieliśmy wiele ciekawych rzeczy i piękne zakątki przyrodnicze, które pewnie jeszcze niejeden raz odwiedzimy.

Basia Sikora