Góry Sanocko- Turczańskie (3)
Ustrzyki Dolne; Kamienna Laworta i Mały Król

09.03.2013

Brzegi Dolne (Galeria Kosakiewicza) 449m, na Kamienną Lawortę 759m wspinaczka wzdłuż wyciągu, zejście zielonym szlakiem- Strwiążek i wejście na Grań Mały Król 642m, zejście czerwonym szlakiem do Ustrzyk Dolnych, most na rzece Strwiąż ......... 10pkt. GOT      Przeszliśmy w sobotę; 6km, podejść=450m.

Była to 3-cia wyprawa Klubu Turystyki Kwalifikowanej KOMPAS PTTK Stalowa Wola z cyklu „Góry Sanocko- Turczańskie wraz z terenami na południe i wschód od Doliny Wiaru oraz z Pasmem Otrytu”. Z Jurkiem Kopeczkiem kontynuowaliśmy odkrywanie Parku Krajobrazowego Gór Słonnych między Sanokiem a Ustrzykami Dolnymi i dalszych terenów wokół Jeziora Solińskiego. Jak to zwykle z Jurkiem, czekały na nas niespodzianki na trasie.

Planowany wyjazd o godzinie 7.30 miał lekki poślizg czasowy. Kiedy rano wyszłam z klatki zaskoczył mnie widok piaskarki. Wkrótce przekonałam się, że chodniki pokryła niebezpieczna szklanka z lodu. Wielu z nas musiało kluczyć trawnikami, lub iść ostrożnie ulicami, by dotrzeć cało na miejsce zbiórki, tj. na przystanek PKS stanowisko nr 8. Sama też miałam stłuczone kolano. Nie miałam szans ustać w pionie, gdy uskoczyłam przed piaskarką z ulicy na krawężnik pokryty przezroczystą warstwą niesamowicie śliskiego lodu. Nic dziwnego, że kilka osób przestraszyło się zapowiadanych opadów i wyjechało nas tylko 26 podróżników zdecydowanych na wszystko. Kierowca zapewniał, że ma opony zimowe i trasę pokonamy bez problemu. Większość śniegu zdążyła się stopić i zachował się tylko w lasach. Przed Jeżowem widzieliśmy połamane przez mokry śnieg gałęzie i drzewka.

Nie wiedzieliśmy wtedy, że zima tylko na chwilę odpuściła i że jeszcze wróci za zdwojoną siłą. Minęliśmy Rzeszów, za Sanokiem wstąpiliśmy do pensjonatu, w którym zanocujemy w czerwcu, gdy będziemy odkrywać Góry Słonne i później niż planowaliśmy dotarliśmy do Ustrzyk Dolnych. Rozpoznaliśmy drogę na Równię, a gdy zawracaliśmy w centrum na chwilę odsłoniło nam się zaśnieżone zbocze Gromadzynia poznanego na drugiej wyprawie.

Wysiedliśmy zgodnie z planem przy budynku Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Górnych i Ośrodku Naukowo- Dydaktycznym z Muzeum Przyrodniczym w Ustrzykach Dolnych. Muzeum Przyrodnicze zaczęliśmy zwiedzać o godzinie 12-tej i Jurek dał nam 45 minut na całość. By robić zdjęcia trzeba było dodatkowo zapłacić 10zł, ale można było kupić w kiosku obszerne broszurki opisujące eksponaty. Popędzani czasem pogoniliśmy za przewodnikiem na 2-gie piętro. Kurtki i plecaki zostały w szatni.

Wielki niedźwiedź trzylatek stał na dwóch łapach na prawo od wejścia obok grupy wilków, ale ruszyliśmy w lewo. Za szybą ujrzeliśmy scenę z życia przyrody regla dolnego sięgającego po górną granicę lasu tj. do 1150m n.p.m.. Były tu okazy drzew, poszycie leśne, a wśród nich zwierzęta. Obok w gablotach niezwykle bogaty zestaw motyli dziennych i nocnych, oraz różnych wielkości chrząszcze. Z bliska mogliśmy obejrzeć sprowadzonego w Bieszczady bobra europejskiego. Stały potężne okazy żubrów, jelenie szlachetne, oraz dziki i sarny. Podziwialiśmy bogactwo ptaków, a przy każdym nasz przewodnik miał ciekawą historię.

Piętro niżej zapoznaliśmy się z geologią Bieszczadów widząc przekroje skał. Pośrodku sali leżał odlew gipsowy nosorożca włochatego znalezionego na Podkarpaciu w warstwach ziemi przesyconej solanką i ropą naftową. Dużą frajdę mieliśmy oglądając przez szkła powiększające piękne okazy minerałów, w tym też kamieni służących do produkcji biżuterii.

Pozostał nam do zwiedzenia parter przedstawiający historię i współczesność regionu. Zaciekawieni słuchaliśmy opowieści o Zasiedlaniu Bieszczadów . Pasterze „wołoscy” przychodzili z Bałkan by paść owce na Połoninach. Stworzono prawo wołoskie zwalniające z pańszczyzny przez 23 lata, co przyczyniło się do szybszego zasiedlania dolin.

Jurek już pokazywał zegarek, więc szybko obejrzeliśmy modele miejscowych chat i dawny sprzęt. Z żalem zakończyliśmy zwiedzanie, gdyż czekał nas jeszcze długi marsz.

Autobusem okrążyliśmy Ustrzyki Dolne i z drogi na Krościenko skręciliśmy w dolinę rzeczki Ładynki. Wysiedliśmy przed malowniczym domkiem emerytowanego leśniczego w Łodynie obecnie Brzegi Dolne. Zbigniew Kosakiewicz serdecznie zaprosił nas do środka prezentując zbiory broni, ikon, obrazów. Musieliśmy się szybko wymieniać, bo miejsca było mało. Brakowało czasu, by wsłuchać się w jego barwne opowieści. Minęła 13-ta a przed nami ostre podejście.

Chwilę czekaliśmy na maruderów poprawiając ochraniacze. Autobus odjechał, a przed nami mokra droga z mostkiem nad Ładynką do wyciągu na Kamienną Lawortę  769m. Niestety wyciąg był nieczynny, a zbocze mimo że zaśnieżone było puste bez narciarzy. O godzinie 13,40 zaczęliśmy podchodzenie na szczyt. W dole zostawiliśmy szare doliny pozbawione śniegu, który zdążył stopnieć, a my szliśmy zapadając się w białych kulkach śniegowych ze sztucznego zaśnieżania. Krople rosy spadały z drzew, a nas otoczyła coraz gęstsza mgła. Wkrótce znaleźliśmy się w chmurach otoczni bielą i tylko drzewa bukowe z lewej barwiły się brązowo- złotymi liśćmi. Zrobiło się bajkowo i nikt nie przejmował się mrozem. Zrzucaliśmy kurtki zgrzani stromym podejściem. Serca waliły coraz mocniej z wysiłku, a oddech mieliśmy przyśpieszony. Za radą doświadczonych turystów stawaliśmy co chwilę i patrząc za siebie w dół nabieraliśmy sił pocieszając się, że już tyle za nami. Na chwilę zatrzymaliśmy się przed szczytem dla odsapki. Brakowało tchu w płucach. Najważniejsze, że humory dopisywały, a w plecakach było to i owo dla pokrzepienia. Jacek z Sandomierza z GPS-em dodawał otuchy, że jeszcze 300m zostało, i że lepiej iść po torze ubitym przez pług. Ostatnie metry pokonałam wpadając po kolana w sypkim śniegu widząc niedaleki już wśród mgły budynek stacji końcowej. Jurek ze szczytu dodawał ostatnim otuchy, że czekają na nich ławeczki. Może nie dla wszystkich starczyło miejsca, ale ochronił nas budynek przed mroźnym wiatrem, który na gałęziach drzew budował lodową szadź. Mieliśmy za sobą 1.400m podejścia, bo tyle wynosi długość wyciągu w Ustrzykach Dolnych uważanego za najdłuższy w kraju. Pokonaliśmy różnicę poziomu 310m. Powoli wyrównywał się oddech. Byliśmy przy niższym szczycie Kamiennej Laworty. Do wyższego szczytu 769m prowadził spacerowy czerwony szlak Ustrzyk Dolnych. Przechodził też tędy niebieski szlak PTTK Rzeszów- Grybów.

Pamiątkowe zdjęcia i rozważania co dalej. Zbliżała się 16-ta i zmierzch był coraz bliżej.

Zdecydowaliśmy się na zmianę planu. Postanowiliśmy, że skracamy dojście do grzbietu Małego Króla i schodzimy w dół spacerowym zielonym szlakiem zostawiając za sobą szczyty Kamiennej Laworty 769m i Wielkiego Króla 732m, do których dotrzemy może innym razem.

Nie wiedzieliśmy wtedy, że jest to najkrótszy, ale najbardziej wymagający szlak wokół Ustrzyk Dolnych. Tu na stromym zboczu śniegu nie było, ale za to ślizgaliśmy się po zeszłorocznych bukowych liściach. Schodziliśmy w dół ostrożnie od drzewa do drzewa, a gdy doszliśmy do drogi obrośniętej tarniną nie było już za co się złapać. Kolce raniły palce, błoto podcinało nogi. Danusi nic się nie stało, tylko pobrudziła spodnie w czasie wywrotki. Grupa czekała na śnieżnej polanie. Znów zbiegaliśmy po liściach teraz wzdłuż ogródków działkowych „SOSENKA”. Obok małego basenu wyszliśmy na ulicę Łukasiewicza i ujrzeliśmy bloki Wspólnoty Mieszkaniowej „Prochatka”. Z prawej mieliśmy Strwiążek a doliną płynęła rzeka Strwiąż, jedyna w Polsce, której wody nie wpływają do Bałtyku, tylko do Morza Czarnego. Za basenami przecięliśmy dolinę i przy dolnej stacji wyciągu orczykowego zaczęliśmy podchodzenie pod górę lasem, zostawiając z boku zaśnieżone zbocze przygotowane dla narciarzy, których tu też nie było w tę mroźną sobotę .

Było małe zamieszanie, gdy Mirek z Animusa zadzwonił do Jurka, że gdzieś się pogubił w Ustrzykach Dolnych i szuka nas. Koledzy dokładnie mu wytłumaczyli jak iść po znakach zielonego szlaku i wkrótce szliśmy zwartą grupą coraz bardziej stromym i pokrytym mokrym śniegiem zboczem. Znów obniżała się mgła i robiło się coraz bardziej ponuro. Musieliśmy ostrożnie stawiać nogi i często obchodzić śliską ścieżkę bokiem po głębokim śniegu. Na szczęście to podejście było krótsze i wkrótce ujrzeliśmy otwarty grzbiet Małego Króla. Na końcową stację wyciągu trzeba było jeszcze przejść pod górę w prawo, ale chcieliśmy zaczekać na Mirka i byliśmy troszkę zmęczeni. Na wolnej przestrzeni znów przewiewał nas mroźny wiatr. Wkrótce Mirek ku uciesze nas i kolegi z Animusa Mariana wyszedł spośród drzew i z ulgą przysiadł na pniaczku. Znów byliśmy w komplecie, ale zamiast obiecywanych widoków widzieliśmy tylko białą mglę i szeroki pas śniegu ciągnący się daleko wzdłuż brzegu lasu.

Za późno było by wejść na sam szczyt Mały Król 642m, musieliśmy ruszyć w przeciwną stronę za znakami czerwonego szlaku do Ustrzyk Dolnych. Robiło się coraz bardziej szaro.

Była 17,30 gdy ruszyliśmy po mokrym śniegu drogą na południe. Wkrótce szlak odbił w ścieżkę na stromym zboczu. Śnieg wyhamowywał kroki przy szybkim schodzeniu.

Tak doszliśmy do domków przy ogródkach działkowych i już było szaro, gdy dotarliśmy do Strwiąża w Ustrzykach Dolnych obok bazy samochodowej. Dokładnie trafiliśmy na mostek. Buty mieliśmy przemoczone, ale nie czuliśmy zimna. Żałowaliśmy, że już kończy się dzień.

Gdy Jurek nas policzył, ruszyliśmy szybkim marszem do głównej ulicy. Zrobiliśmy konieczne zakupy w markecie i wsiedli do autobusu, który właśnie podjechał po nas.

Po drodze gonił nas deszcz. W Stalowej Woli byliśmy o 21-ej. Jurek obiecał następną wycieczkę w Pasmo Żuków niedaleko Ustrzyk Dolnych zacząć wcześniej, dzień będzie dłuższy i czas przesunięty, to może uda nam się przejść całą zaplanowaną trasę.

Halina Rydzyk