Rezerwat Doły Szczeckie
Baraki Stare wiosną

17 kwiecień 2011

Kiedy w kwietniu pąki na drzewach pęcznieją i budzą się w wiosennych promieniach słońca do życia, na dnie lasów życie kwitnie wszystkimi kolorami.

Wystarczy tylko wyjechać za miasto i odważnie zaszyć się w niedostępnych kniejach, by odkryć bogactwo polskiej przyrody. Na zamówienie PTTK Sandomierz  Robert Piotrowski zabrał nas na Doły Szczeckie w Barakach Starych. W Zaklikowie czekali na nas w busie Piotrka. Wkrótce 16 osób tj. 7 z Sandomierza i 9 ze Stalowej Woli wyruszyło na północ od szosy między świeżo zaorane pola, zostawiając za sobą zabudowania w Barakach Starych. Minęliśmy  opuszczony sad z powykręcanymi ze starości grubymi konarami. Idąc miedzą wśród pól ze wschodzącym zielonymi źdźbłami zboża, podziwialiśmy pofalowany horyzont z drzewami jeszcze pozbawionymi liśćmi. Zarośnięty krótki lessowy wąwóz minęliśmy bokiem. Na miedzy wyrastały kłosy zarodników skrzypu polnego, a niedalekie omszałe drzewa owocowe oblepione były zielonymi kulami jemioły, która jest pasożytem. Kiedy wyszliśmy na wzgórze, okazało się, że należy zejść w Pastuszy Jar. Brzózki zwisały łukiem ponad dróżką, na połamanych witkach wierzbowych kotki napęczniały od żółtego pyłku. Pod naszymi nogami zieleniła się trawa, żółto- zielone kwiaty śledziennicy skrętolistnej wyglądały malowniczo. Wśród błyszczących ciemnozielonych liści żółciły się kwiaty ziarnopłonu wiosennego na przemian z podbiałem. Wzdłuż rowu rozwijały się bujnie młode pokrzywy, której sok na wiosnę jest zalecany dla oczyszczenia i wzmocnienia organizmu po zimie. Na pniach starych brzóz rozrosły się wielkie huby. Ku naszemu zaskoczeniu ujrzeliśmy wśród zeszłorocznych brązowych liści bladoróżowe grona kwiatów łuskiewnika różowego. Później było ich coraz więcej, a w końcu całe kępy spotykaliśmy tego niecodziennego pasożyta, który czerpie składniki pokarmowe z korzeni takich drzew jak; olsza, buk, leszczyna, świerk czy wiąz. Jego kłącze o wadze dochodzącej do 5kg jest pokryte łuskami. Pierwszy raz zobaczyłam takie grona około 10 lat temu na górkach wokół Zwierzyńca i długo nie wiedziałam, co to za roślina. Teraz idąc jarem uważaliśmy, żeby ich nie podeptać. Mogliśmy ujrzeć maleńkie, brązowe kwiaty ukryte pod okrągłymi, skórzastymi liśćmi kopytnika pospolitego. Znaleźliśmy się na rozdrożu skąd rozchodziło się kilka odnóg suchych koryt rzek porośniętych zielonym kobiercem liści zawilca, kopytnika, ziarnopłonu... Robert wybrał jedną z odnóg. Zbocza wzniosły się na 20 metrów w górę, a my przedzieraliśmy się w grubym dywanie liści omijając zagradzające drogę spróchniałe drzewa, zbutwiałe gałęzie. Joasia znalazła starą czaszkę jakiegoś zwierzaka. Na kawałku kory motyl rusałka pawik kończył pompować swoje skrzydła z niebiesko- czarnymi oczkami na brązowym tle, szykując się do pierwszego lotu. Motyl ten występuje w ciągu całego roku. Swoje jaja składa na pokrzywach. Powoli zbliżaliśmy się do końca jaru. Na podmokłym terenie ujrzeliśmy dorodne czerwone grzyby- czarki szkarłatne. W końcu wyszliśmy na otwartą przestrzeń pól umęczeni. Drogą polną doszliśmy do wąwozu i zawróciliśmy nim na południe. Robert zapowiadał, że to dopiero była próbka tego co nas czeka. Zachwyciliśmy się obfitością smardza w cieniu drzew i wśród szachownicy pól zielonych i brązowych doszliśmy do brzegu lasu. Mogliśmy chwilę odpocząć w cieniu brzóz i olch, pod którymi na biało kwitły całe łany zawilca. Kuba przygrywał dla urozmaicenia na gitarze, gdy zajadaliśmy kanapki, broniąc się przed wielkimi mrówkami, które szybko ganiały wokół. Mogliśmy podziwiać sprawność w chodzeniu 2,5 letniego synka Tamary i Roberta. Jeszcze większość trasy pokonywał w plecaku, ale tu miał okazję podreptać wokół nas i rozrabiać wspólnie ze starszą Joasią, która na dalszej trasie dała popis harcerskiej sprawności w pokonywaniu naprawdę niełatwych przeszkód w postaci; zatorów z gałęzi i grubych pni, zasp z zeszłorocznych liści i stromizn na zboczach jarów. Robert jesienią 2010 był ostatnio znów na tych bezdrożach i teraz prowadził pewnie.

Ufnie ruszyliśmy za przewodnikiem w kierunku północno- wschodnim po dywanie  białego zawilca gajowego. Między nimi kwitł szczawik zajęczy ze smakowitymi listkami. Minęliśmy brzózkę, która złamała się tworząc malowniczy wachlarz z rozerwanego drewna. Podziwialiśmy spróchniałe drzewo dziurawe jak plaster miodu, jakby dziury w nim zrobiły pszczoły. Miodunka ćma chowała się w ciepłych zakamarkach korzeni ze swoimi kwiatami w dwóch kolorach. Przybywało zawilców, również żółtych, których dotąd nie spotkaliśmy. Tworzyły duże łany zielonych liści przeplatanych kwiatami białymi i żółtymi. Teren zaczął się obniżać i coraz więcej buków przewróconych z korzeniami na stromym zboczu spotykaliśmy. Czworolist pospolity zachwycił Dorotkę. Bardzo trująca roślina, kiedyś stosowana w homeopatii. Koło nas było coraz więcej liliowych kwiatów żywca. Nieraz spotykaliśmy w górach żywiec gruczołowaty, ale nigdy w takich ilościach i tak obwicie kwitnący. Byliśmy zachwyceni kolorowym, żywym dywanem, po którym przyszło nam stąpać. Ostrożnie zeszliśmy 30 metrów z dół, po to, by później znów mozolnie wspinać się na kolejne zbocze. Kępkami kwitły fiołki, po drodze mijaliśmy pojedyncze przylaszczki. Robert cierpliwe czekał, aż wszyscy wejdziemy na szczyt. Minęliśmy kolejne odnogi jarów wyglądające jakby niewidzialne źródełka płynęły z płaskowyżu 271,9m i sprowadził nas na samo dno kolejnego, zielonego od liści wiosennych kwiatów głębokiego na 30 metrów wąwozu. Kilka zdjęć i mozolny marsz do jego coraz płytszego i węższego początku.

Buki pochylały się nad nami, gdy resztkami sił wychodziliśmy na kolejny płaskowyż. Mijaliśmy drzewa stare, połamane, spróchniałe. Wokół brały początek kolejne wąwozy, ale tym razem Robert nas oszczędził i szliśmy po miękkim podłożu butami rozsuwając zeszłoroczne liście uważając na pędy jeżyn. Między wysokimi bukami ujrzeliśmy drewnianą wieżę. Pamiętam ją, gdy czerwcu 1993r. przyprowadził nas tu Andrzej Walocha i mimo lęku wysokości weszliśmy na sam jej szczyt. Była jeszcze nowa. Mieliśmy wspaniałe widoki na okolicę. Później odwiedziliśmy zapomniane wyrobisko kamieni i opalaliśmy się.

Niestety teraz jest już spróchniała i wkrótce podzieli losy wcześniejszej. Zawali się tworząc kupkę spróchniałych  belek. Zrobiliśmy tylko pamiątkowe zdjęcia na tle z wieżą i pogoniliśmy dalej. Robert tym razem prowadził bezbłędnie do początku kolejnego zagłębienia. Na południowy wschód prowadziła płaskowyżem wygodna droga, ale on nakazał nam schodzić stromym zboczem na dno wąwozu mimo coraz odważniejszych głosów buntu zmęczonych przeszkodami turystów. I tak nas oszczędzał, że nie musieliśmy pokonywać jarów w poprzek zdobywając strome i wysokie kolejne zbocza jak na wcześniejszych wyprawach. Jesienią 2010 podobno pomagali sobie linami przy schodzeniu. W końcu ostatni maruderzy zeszli na dno wyścielone liśćmi. Nad głowami liczne zwalone drzewa leżące w poprzek jaru. Ktoś wypatrzył kwitnący wawrzynek wilczełyko. Coraz wyższe ściany boczne i brązowo od liści, które pozostały od jesieni. Byliśmy już bardzo zmęczeni, ale ciągle zachwyceni otaczającą nas przyrodą. Wysoki jar znów wypłycił się i mogliśmy wyjść na płaską przestrzeń. Z radością ujrzeliśmy zadaszenie i miejsce na ognisko. Byliśmy u celu. Ławeczki zachęcały do odpoczynku, a przygotowane drewno do rozpalenia ogniska.

Wkrótce kiełbaski piekły się nad ogniskiem, zmęczony Tomek spał smacznie w plecaku, a Kuba wyciągał kolejne kartki i przygrywając na gitarze śpiewał nam turystyczne piosenki. Wokół spokój, tylko ptaki śpiewają. Joasia znalazła wypluwkę sowy, która po połknięciu zdobyczy trawi ją w pierwszym żołądku, a kosteczki i sierść wypluwa.

Na tablicy informacyjnej mogłam przeczytać, że od 25.07.1997r. został utworzony Rezerwat Doły Szczeckie w leśnictwie Salomin w obrębie Gościeradów. Jest to rezerwat krajobrazowo- leśny częściowy o pow. 204ha. Głównym celem jest zachowanie gromadnego stanowiska buka na północno- wschodniej granicy naturalnego zasięgu, oraz nieprzeciętnie malowniczo pociętego terenu w formie jarów, wąwozów i tzw. suchych dolin. Jest tu bogactwo florystyczne; 16 gatunków drzew, 9 krzewów, 220 gatunków roślin zielonych i 30 gatunków mszaków. Wiele z nich jest pod ochroną jak; bluszcz pospolity, lilia złotogłów, storczyk buławnik, parzydło leśne, groszek wschodniokarpacki... Oraz wiele dzikich zwierząt.

Pozostało nam dojść do drogi łączącej Baraki Stare ze Szczecynem. Wkrótce asfaltem maszerowaliśmy na wschód do samochodów. Na polach rosły młode siewki sosenek, w ogródkach przydomowych kwitł niebiesko barwinek.  Wśród gałęzi drzew śpiewał słowik.

Halina Rydzyk