Jura Krakowsko - Częstochowska
Siedlec, Olsztyn, Złoty Potok

17-19 wrzesień 2010

18.09.2010; Ruchoma Szopka - Zamek Olsztyn – Słoneczne Skały – Rez. Sokole Skały - Jaskinia Magazyn – Kamieniołom Kielniki - Olsztyn ok. 12 km

19.09.2010; Siedlec - Dupka z Piekłem - Pustynia Siedlecka – Kamieniołom Warszawski - Zamek Ostrężnik – Diabelskie Mosty – Źródło Elżbiety i Zygmunta – "Osiedle Wały" - Źródło Spełnionych Marzeń - Grota Niedźwiedzia - Młyn Kołaczew – Pstrągarnia - Brama Twardowskiego ok. 13 km

W piątek miało wyjechać 37 osób, ale w autobusie zebrało się nas tylko 34. Schronisko miało więcej miejsc, a i koszt 100zł z dwoma obiadami był bardzo niski. Jednak coraz trudniej zebrać większą grupę na wypad weekendowy. Jurek Sapa pokazał nam nowy malowniczy obszar Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Dzięki Irence inicjatorce wycieczki i Robertowi, który z kompasem nieraz wybawiał nas z opałów, gdy znikały znaki szlaków i trzeba było iść wg mapy, znów podziwialiśmy nieznane nam zakątki Polski. Wyjechaliśmy o 17–tej. W Tarnobrzegu dosiadła się grupa Sandomierska. Było ciemno, gdy ujrzeliśmy Siedlce. Rozlokowaliśmy się na piętrze Schroniska PTSM w 10 – osobowych pokojach z drewnianymi łóżkami. Wygodne fotele i kanapy na holu zachęcały do odpoczynku. Wkrótce Kuba rozłożył się na dywanie ze swoimi kartkami i z Tamarą dali koncert turystycznych piosenek przy gitarach. Ze śpiewnikami klubowymi wtórowaliśmy im. Ostatni poszli spać o 3–ej nad ranem.

img01 img02

1 dzień) Pobudka jeszcze przed świtem. Śniadanie we własnym zakresie. Na parterze wygodne stoły i kuchnia zaopatrzona w czajniki i garnki. O 8.30 wyjechaliśmy w kierunku Olsztyna. Już po drodze urzekały wapienne skałki. Z centrum miasta Jurek zaprowadził nas do ruchomej szopki. Autorem tego artystycznego świata jest Jan Wiewióra, który serdecznie przywitał nas przy kolorowej furtce i pobrał od ciekawskich symboliczną opłatę. Staliśmy przed 100 – letnią drewnianą chałupą ozdobioną drewnianymi aniołami, których też wiele wisiało w pierwszej izbie. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności ujrzeliśmy wyraźnie malutkie podświetlone figurki, kolorowe, większość ruchomych. Szopkę pan Wiewióra robił przez 15 lat i aktualnie ma ona około 350 postaci. Samo podwórko wygląda jak zaczarowane. Jest miniatura Wieży Mariackiej, domek wiedźmy, a naprzeciw furtki tkwi Zaraza.

Zostaliśmy też wprowadzeni do groty, gdzie w lochach siedzi wojewoda Borkowic, który za przestępstwa został skazany na śmierć głodową w 1358r. i zmarł w wieży w Olsztynie. Pan Jan ciekawie i z pasją opowiadał historię zamku. Dowiedzieliśmy się też o wielkim poświęceniu Kacpra Karlińskiego w 1587r. w czasie oblężenia przez Austriaków, gdy jego małoletniego syna użyto jako tarczy. Nie ugiął się, co jego syn przypłacił życiem. Z głośników dobiegły odgłosy walki, wystrzały armat i mogliśmy odczuć tamtą atmosferę. Na koniec wrażeń diabeł Boruta wyskoczył niespodziewanie z dziury i przestraszył Olę.

W jasnych promieniach słońca podeszliśmy do ruin zamku królewskiego w Olsztynie. Budowę zamku przypisuje się inicjatywie Kazimierza Wielkiego. Zamek rozbudowywano i rozkwitał przez lata. Jednak w XVII wieku z winy mniejszych inwestycji i popękania skał zaczął chylić się ku upadkowi. Najazd Szwedów w latach 1655-60 przyczynił się do ograbienia go i zrujnowania. Za zgodą Jerzego Lubomirskiego w latach 1722-1726 rozebrano fragmenty dolnych warowni, kamienie przekazując na budowę kościoła. Od XIX wieku popadł w ruinę i w tej formie możemy go dziś podziwiać. Szczególnie wyraźnie odcina się Baszta Sołtysia. W wieży znajduje się platforma widokowa i można za dopłatą wspiąć się po schodach ukrytych wśród grubych murów. Szliśmy po resztkach murów obronnych, gdy Jurek już poganiał na szlak szybko schodząc ze wzgórza między domki.

Czekały na nas wapienne ostańce ukryte w sosnowo – bukowych lasach na Słonecznych Skałach. Tymczasem leśnymi dróżkami doszliśmy do żółtego szlaku prowadzącego wzdłuż Sokolich Skałek. Mając już żółte znaki na drzewach szliśmy mniej nerwowo. W zaciszu sosenek odpoczęliśmy grzejąc się w promieniach słonecznych. Szkoda, że drzewa zasłaniały skałki, a za mało było czasu, by podchodzić i podziwiać. Na kolejnym rozdrożu zdecydowaliśmy się na czarny szlak. W tym małym lasku szlaki mieniły się kolorami. Był żółty, zielony, czerwony, czarny, które nawzajem się przeplatały. Dłuższy odpoczynek, gdy okazało się że mamy zapas czasowy. Niecierpliwi ruszyli szybciej znów żółtym, ale wkrótce zbiliśmy się w zaskoczoną grupkę, tym że musimy się przedzierać w młodniaku i tylko kompas wskazuje nam kierunek. Nawoływaliśmy się, żeby się nie pogubić. A tu takie grzyby i nawet rydze. Po drodze w bukowym lesie był wysyp kani. Jurek z Robertem już znaleźli Jaskinię Magazyn na stoku wzgórza Kielniki. Można było wejść jednym otworem i wyjść drugim, ale to dla odważnych. Trochę ją zniszczono, gdy był tu magazyn materiałów wybuchowych dla pobliskich kamieniołomów.

img03 img04

Znaleźliśmy się przy barierkach, a w dole wyrobisko po kamieniołomie. Dużo ludzi odpoczywających w ten ciepły dzień. Wkrótce szliśmy pod kamienną ścianą. Tej skałki nic nie zasłaniało i wabiła taterników urodą. Wkrótce też ujrzeliśmy w dali ruiny zamku Olsztyn. Zrobiliśmy kółko. Jeszcze tylko zaglądamy do zabytkowego drewnianego spichlerza z 1783 r. w którym obecnie jest ekskluzywna restauracja i odjeżdżamy autobusem prosto na obiad. Jemy na dwie tury w stołówce po przeciwnej stronie ulicy.

Gdy wieczorem znów spotkaliśmy się na holu by śpiewać przy wtórze gitar, całe schronisko pachniało smażonymi grzybami. Pyszne kanie na masełku, chrupiące rydze, a dla wytrwałych sosik z borowików. Śpiewanie znów trwało jeszcze długo w nocy.

img05 img06

2 dzień) Znów pobudka przed świtem. Czekała moc nowych atrakcji. Tym razem po śniadaniu ruszyliśmy piechotą ze schroniska prosto na sąsiedni pagórek. Żadne znaki nie wskazywały kierunku, ale Jurek z Robertem pewnie nas wprowadzili na Górę Dupkę. Wkrótce, gdy minęliśmy samotny głaz na szczycie zwany Psem ujrzeliśmy Roberta głęboko w leju zwanym Piekłem. Jaskinia ma 40 metrów głębokości, ale nikt nie ryzykował zejścia.

Biegiem przejście obok kamiennego murku i dochodzimy do Pustyni Siedleckiej. Informacje w schronisku twierdziły, że jest to dawne wyrobisko piasków formierskich. Liczy 25 ha i jest obecnie częściowo zalesione sosenkami. Ma nawet swoje źródełko, oczko wodne z szuwarami. Tylko nieliczne grono wspięło się, grzęznąc po kostki w piasku, na szczyt wzniesienia, by później zbiegać rozsypując lotny pył. Słoneczko znów grzało, a pod sosenkami ukrywały się zdrowe, małe maślaki. I jak tu iść szybko, jak tyle atrakcji wokół, a jeszcze pod nogami na polnej drodze ciekawe okazy krzemieni.

Koło kościółka czarnym szlakiem, asfaltem koło domów Siedlca doszliśmy do malowniczego Kamieniołomu Warszawskiego. Żółtawe kamienie, których użyto do obłożenia budynków Rady Ministrów, Sejmu RP i Domu Chłopa w Warszawie zachęcały do zdjęć. Tymczasem Jurek już ginął w wysokich trawach , a czarny szlak wprowadził nas między wysokie drzewa. Gdy wszyscy doszli, Robert zdecydował się poprowadzić nas na azymut przez górkę w kierunku Zamku Ostrężnik. Wspinaliśmy się po brązowych liściach w bukowym lesie podziwiając kolejne malownicze, białe, wapienne skały. Kilka dużych okazów kani między nimi też zostało uwiecznionych na zdjęciu. Grupa gdzieś znikła za grzbietem wzgórza. Na szczęście idąc za głosami udało nam się ich odnaleźć po drugiej stronie asfaltowej szosy. Zbitą grupą doszliśmy do pionowej, kamiennej ściany. To Skała na której budowano zamek Ostrężnik, ale nie ma pewności, czy budowa została zakończona. Z boku znajduje się Jaskinia Ostrężnicka o długości 90 m. Wygląda z zewnątrz jak otwarty pysk wieloryba. Po stromych schodkach weszliśmy na szczyt góry, by ujrzeć niewielki plac i stos kamieni. Podobno pełnił rolę więzienia dla wysoko postawionych niewygodnych dla króla, a inna legenda mówi, że zamieszkiwali go rozbójnicy i w lochach podziemnych można znaleźć jeszcze skarby i kości ludzi. Po odpoczynku wygodną ścieżką wzdłuż drogi na Złoty Potok przeszliśmy obok Diabelskich Mostów. Tu podobno utkwił diabeł wypatrujący Twardowskiego na Księżycu. A Zygmunt Krasiński, który tak nazwał te malownicze skałki o wysokości 15 metrów, kazał je połączyć wiszącymi mostami. Chwila wahania na skrzyżowaniu i ruszamy drugą stroną szosy ścieżką do Źródła Elżbiety i Zygmunta, nazwane na cześć dzieci Krasińskiego. Stąd bierze początek rzeka Wiercica.

Skosztowaliśmy krystalicznej wody i ruszyliśmy ścieżką wzdłuż potoku coraz szerszego, bo zagradzanego kolejnymi zaporami. Mimo czystości wody, ciemne liście na dnie nadawały toni tajemniczości i tylko promienie słońca odbijały się od łusek pływających pstrągów. Wkrótce też doszliśmy do długich stawów Pstrągarni. Od szosy odbiliśmy w prawo. Otoczyły nas wysokie drzewa bukowe i zaczęliśmy się wspinać po stromym zboczu. W końcu koledzy musieli nas podciągać. Stanęliśmy na płaskim wierzchołku, który okazał się być miejscem po warowni. Można było się dopatrzyć układu wałów. Grodzisko i dwa podgrodzia. Niełatwo schodziło się czerwonym szlakiem obok wywróconych drzew. Dzięki pomocy kolegów bezpiecznie przebrnęliśmy przez głęboki jar i znów znaleźliśmy się na wygodnej spacerowej ścieżce. Czekało na nas Źródło Spełnionych Marzeń. Znów skałki z jaskiniami. Jurek zginął nam w największej Jaskini Niedźwiedziej. Krasiński kazał powiększyć jej otwór. Znaleziono w niej kości niedźwiedzia. Zawróciliśmy nad piękne jeziorko, jakie utworzono na Wiercicy. Minęliśmy drewniany Młyn Kołaczew i zamarzyliśmy, że tu zakończymy dzisiejszy spacer.

img07 img08

Nareszcie odkryliśmy tajemnice tych miejsc. Na tablicy przeczytaliśmy legendę o Twardowskim, który zaprzedał duszę diabłu. Siedział bezpiecznie na zamku w Olsztynie popijając winko. Gdy się skończyło wyszedł do Karczmy Rzym. Piekło się otworzyło i wypaliło Pustynię Siedlecką. Twardowski Czarnoksiężnik powiększył koguta i dosiadł go. Diabeł ze śmiechu pierdnął i tak powstała Jaskinia Piekło w Dupowej Skale a psa, który go przedrzeźniał zamienił w głaz stojący obok. Kogut wydziobał w skale otwór zwany Bramą Twardowskiego, odbił się pazurami i poleciał na Księżyc. Diabeł wpadł w szczelinę na Diabelskich Mostach. Rozbawiła nas ta legenda i Janusz pomyślał, że przydałaby się podobna o naszej Stalowej Woli. Autobus czekał w Pstrągarni, gdzie nie było zasięgu. Musieliśmy dojść do niego. Na szczęście po obu stronach szosy prowadziły dróżki do pieszych wędrówek i dla rowerów. Mogliśmy jeszcze przejść się Doliną Wiercicy. A po obiedzie i zapakowaniu koniecznie odwiedziliśmy Bramę Twardowskiego, gdzie strzelił szampan.

Marudziła i opisała: Halina Rydzyk
Zdjęcia pstrykał i udostępnił: Tadeusz Kutyła