CHMURNA MAJÓWKA NA LIWOCZU

Wypad na Liwocz, to była ze wszech miar udana Kompasowa majówka. A, że mżyło, czasem i mocno popadywało nikt z tego powodu markotnie nie zwieszał nosa na kwintę. Wręcz przeciwnie, wszyscy tryskali humorem, co rusz to powtarzając „niech żałują ci, którzy wystraszyli się deszczu”.

Tuż przed samym wyjazdem parę osób za sprawą siąpiącego deszczu i nie najlepszych pod tym względem prognoz, zrezygnowało z wyjazdu. Także w sumie uzbierała się nas dwudziestka, jak siebie określiliśmy Nieprzemakalnych.

Pogórze Ciężkowickie – pas Brzanki, Wisowej, Ostrego i Rysowanego Kamienia, Liwocza – stanowi łącznik pomiędzy Wyżyną Sandomierską a Beskidem Niskim, odgradzającym okolice Tarnowa od zimnych północnych wiatrów. Dzięki temu Tarnów, południowe stoki Pogórza Ciężkowickiego to jedne z najcieplejszych miejsc w Polsce. Tu najwcześniej pojawia się wiosna. Przekonaliśmy się o tym sami podczas wyprawy na Pogórze w kwietniu 2006r. – wszędzie było jeszcze śnieżnie i zimowo, a na Ciężkowickim już kwitły kwiaty, latały pszczoły.

Mamy psa!

Na Liwocz najłatwiej wejść Drogą Krzyżową, od strony Ujazdu – pięć kilometrów, może godzinka spaceru. Ale my – ambitne Kompasowe trampy, wybraliśmy trudniejszy wariant – wędrówkę szlakiem od strony Wisowej, przysiółka Jodłowej. W rejonie góry Wisowej (409 m) ma znajdować się zapomniany XIX-wieczny kirkut. Rozrzuciwszy się w tyralierę, penetrujemy zakamarki wisowskiego lasu, usiłując natrafić na nagrobki. Niestety z marnym skutkiem. Może dlatego, że według niektórych kirkutu należy szukać bliżej Rysowanego Kamienia. Cmentarza nie znaleźliśmy, ale za to kiedy wróciliśmy na szlak, okazało się, że brakuje dwóch kolegów. W ruch poszedł gwizdek pełniącego rolę przewodnika Roberta. Dwie osoby ruszyły na poszukiwania. Nie upłynął kwadrans i „zawieruszeni” znaleźli się. Zamiast skręcić z drogi na szlak, poszli sobie prosto. Nie tylko odzyskaliśmy kolegów, ale również zyskaliśmy dodatkowego towarzysza rajdu. Ni stąd ni zowąd w środku leśnej głuszy przyłączył się do nas pies. To już nie pierwszy taki przypadek. Parę lat temu na Świętym Krzyżu również przyłączył się do nas pies. Zszedł z nami aż do Paprocic i wszelkimi sposobami usiłował dostać się do środka autobusu.

W coraz większym deszczu maszerujemy wiosennym, bukowym lasem. Młode, jasnozielone, liście kontrastują z zalegającym las ubiegłorocznym rudawym listowiem. Tylko dla samego tego widoku warto było wybrać się na tą wycieczkę.

Wandale zryli Rysowany Kamień

Rysowany Kamień ma swoją legendę. Według ludowych opowieści dawno temu, w Wielki Piątek po drzewo, do lasu wybrał się pewien chłop małej pobożności. Zmęczony ścinką, przysiadł na pniu i mimo postu zaczął jeść kiełbasę. W tym momencie zza krzaków wyskoczył ogromny wilk i rzucił się na drwala. Chłop bronił się zaciekle łańcuchem, ale nie na wiele się mu to zdało i wilk go pożarł. Na głazie w pobliżu którego toczyła się walka, miały zostać ślady uderzeń łańcuchem i wilczych pazurów. Według innych podań ślady pazurów pozostawił niedźwiedź. Czyje pazury – wilcze, czy niedźwiedzie – znajdowały się na Kamieniu, nie ma to już specjalnego znaczenia. I tak bowiem zostały one bowiem do cna zatarte przez wandali ze szkolnych wycieczek, którzy przy pomocy noży, gwoździ i itp. upstrzyli kamień „sercami”, „kocham..”, itp.

Pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej. Pies oczywiście z nami – biega od jednej do drugiej osoby, podskakuje, łasi się o jakiś smakowity kąsek. Im bardziej oddalamy się od Wisowej tym bardziej martwimy się czy pies zdoła odnaleźć drogę do domu. Próbujemy go odganiać. Ale ten jest uparty. W pewnym momencie napotykamy grupkę rowerzystów. Widocznie pies uznawszy rowerzystów za lepsze towarzystwo przyłącza się do nich. Ku naszej wielkiej uldze.

Wezuwiusz i Giewont w jednym

Mozolnie wspinamy się w górę ku szczytowi Liwocza. Na oślizgłych, spływających deszczem ścieżkach trzeba zachować zdwojoną ostrożność. Kto o tym zapomina, wpada w niekontrolowany poślizg i zalicza błotną kąpiel.

Wkraczamy w warstwę chmur. To już nie deszczyk, ale istny prysznic. Co tam jednak trochę wilgoci. Nie każdego dnia ma się okazję spacerować w chmurach.

W końcu wydostajemy się ponad warstwę chmur. Robi się prawie pogodnie. Im bliżej szczytu Liwocza, tym ścieżka staje się bardziej kręta i stroma. Już wydaje się nam, że w najbliższym prześwicie musi być koniec wspinaczki. Ale gdzie tam – to tylko kolejny zakręt. W końcu jednak po ponad 4 godzinach, 10 kilometrach marszu stajemy na Liwoczu (562 m), najwyższym szczycie Pogórza Ciężkowickiego. To tajemnicza, owiana legendami góra. Jej nazwa ma się wywodzić z języka czeskiego – być może ma to związek z tym, że w przeszłości tereny te przynależały do państwa Wielkomorawskiego. Według podań kiedyś na szczycie Liwocza znajdował się gród, podziemnym tunelem połączonym z niedalekim Bieczem. Kiedy oblegający Biecz Tatarzy zdobyli miasto, królowa Jadwiga z wojskiem uciekła tunelem do Liwocza. Tatarzy ruszyli za nimi w pościg. W pewnym momencie tunel i liwoczycki gród zapadły się pod ziemię, grzebiąc zarówno rycerzy jak i Tatarów. Jaki los spotkał Jadwigę legenda milczy. Do dzisiaj rycerze zaklęci śpią za żelazną bramą, oczekując na sygnał do powstania. Podanie w oczywisty sposób nawiązuje do legendy Giewontu, stąd też Liwocz bywa nazywany Jasielskim Giewontem. Stało się to jeszcze bardziej adekwatne od kiedy na szczycie Liwocza stanął wielki, widoczny z daleka krzyż. Natomiast profesor Jan Garbacik – autor monografii o Jaśle – przydał Liwoczowi przydomek Jasielski Wezuwiusz, z tej racji, że kształtem nieco przypomina neapolitańską wulkaniczną górę. Coś z tym Wezuwiuszem musi być na rzeczy, bowiem źródła na Liwoczu są mocno zasiarczone.

Na ślimaki i Alzheimera

Ponad 80 hektarów Liwocza stanowi rezerwat przyrody z unikalnymi okazami flory i fauny. Orlik pospolity (nazwany tak z racji charakterystycznego „orlego” szponu), mimo statusu „ścisła ochrona”, z uwagi na piękne fioletowe kwiatostany wykopywany jest z rezerwatu i sadzany w przydomowych ogródkach. Orlik cechuje się jedną, ważną dla działkowiczów zaletą – skutecznie odstrasza ślimaki. Równie rzadki jest wroniec widłak, roślina trująca, znajdująca się na liście polskiej Czerwonej Księgi Roślin i Grzybów. Z kolei śnieżyczka przebiśnieg to roślina z tych najwcześniej zakwitających wiosną i dających pszczołom pierwszy miododajny nektar. Śnieżyczka ma jeszcze dwie cenne właściwości: działa odstraszająco na ogródkowe szkodniki, jak również służy do produkcji preparatów pomocnych w leczeniu Alzheimera. Natomiast kłokoczka południowa jest krzewem, którego wysokość może przekroczyć 4 metry. Przez miejscową ludność kłokoczka używana jest do wyrobu drobnych przedmiotów domowych, różańców, korali. Z innych roślin spotykanych w rezerwacie warto wspomnieć o: paprotniku kolczastym, sałatnicy leśnej, miesiącznicy trwałej i żywcu gruczołowatym.

Strzeż się uralskiego puszczyka

Z fauny najciekawszym okazem niewątpliwie jest puszczyk uralski. W przeciwieństwie do większości sów poluje również w dzień. Ofiarą uralskiego puszczyka padają chrząszcze, gryzonie, płazy, ptaki, a nawet pomniejsze sowy. Puszczyk wydaje z siebie słyszane nawet z odległości 2 kilometrów chrapliwe i zgrzytliwe huuu huuu. Szczególnie przejmująco i upiornie brzmi to po zmroku. Puszczyk jest ptakiem agresywnym, nie tolerującym żadnych intruzów w pobliżu swojego gniazda. Najpierw ostrzegawczo pohukuje i kłapie dziobem, a potem bezpardonowo atakuje szponami. Były przypadki, że rzucał się na człowieka.

Dwie Krzyżowe Drogi

Przed laty na Liwoczu wzniesiono mierzącą 23 metry wysokości wieżę z platformą widokową (przy dobrej pogodzie ze szczytu można dojrzeć Tatry) oraz Sanktuarium Chrystusowego Krzyża i Matki Boskiej Królowej Polski. Wieżę zwieńcza 18-metrowy krzyż.

Mimo zmęczenia wielogodzinną wędrówką parę osób wdrapało się na platformę. Tego dnia jednak było zbyt pochmurnie aby zobaczyć coś więcej niż Jasło i Biecz. Ale za to wypogodziło się na tyle, że mogliśmy sobie urządzić na Liwoczu piknik z ogniskiem.

W dół schodziliśmy Drogą Krzyżową. Jej poszczególne stacje to odlane wielkie mosiężne dłonie. Tuż przed samym Ujazdem natrafiamy na kolejną Drogę Krzyżową (jej stacje to płaskorzeźby wykute w kremowym piaskowcu) oraz wysoki na 40 metrów Krzyż Milenijny.

Mocno już utrudzeni docieramy do naszego autobusu. Za lekko i łatwo nie było, ale jednak żal, że to już koniec naszej eskapady. Autokar rusza, a my zaczynamy snuć plany następnej.

Kozicki Andrzej