Annopol - Topienie Marzanny

21 marzec 2010

Niedaleko Annopola przy ujściu Sanny do Wisły.

fot01

Jeszcze tydzień temu mogliśmy tarzać się w puszystym śniegu, a tu nagle się ociepliło. Wiosna przyszła na czas, tylko w zakamarkach znajdowaliśmy resztki śniegu. Tradycyjnie  z dwoma Marzannami wybraliśmy się nad rzekę. Tym razem 4 samochody odjechały o godz.9.00 spod Centrum-4 w kierunku Annopola. Było nas 22 osoby w różnym wieku, od małej Asi po dziadka Cześka, sympatyków, kandydatów i członków KTK KOMPAS.

Annopol jest miastem w woj. Lubelskim, powiat Kraśnicki, leżącym w pobliżu Wisły. Most na Wiśle jest drugim co do długości w Polsce i ciągnie się przez 600m. Miasto powstało prawdopodobnie w XVII wieku i początkowo nazywało się Rachów. Dopiero w 1761 roku Antoni Barnaba  Jabłonowski nazwał je na cześć swojej żony Anny ( Anno i „pol”, polis= miasto). Do nowej nazwy długo jeszcze się przyzwyczajano, używając obu nazw na zmianę przez jakiś czas.  Po rozbiorach decyzją władz rosyjskich Annopol stracił prawa miejskie. Dopiero Rada Ministrów nadała mu ponownie status miasta 1 stycznia 1996 roku, o czym informuje wielki głaz na rynku. My zostawiliśmy samochody i ruszyliśmy pod drewniany kościółek, obok murowanego, w którym odbywała się msza.

fot02 fot03

Drewniany, modrzewiowy kościółek był ufundowany w 1740 roku przez Tomasza Morsztyna. Jego losy były niepewne, ale udało się go uratować przed przeniesieniem w latach 70-tych do pobliskiej Opoki. W 1975 roku parafię objął ksiądz kanonik Antoni Bezpalko i swoją wytrwałością i umiejętnościami organizacyjnymi doprowadził go do obecnej świetności. Kościół służył (wg informacji w przedsionku) jako sala katechetyczna i kaplica pogrzebowa, a obecnie w każdy wtorek o godz. 19-tej odbywa się msza do św. Anny.

Czerwony szlak poprowadził nas asfaltową drogą obok zadbanych ogródków. Przy drodze kwitły białe przebiśniegi, a później jeszcze w lesie. Polami obok sadów doszliśmy do młodnika i  sosnowego lasu. Śnieg jeszcze bielił się w cieniu drzew. Tamara wypatrzyła znak szlaku na pniu sosny i ruszyliśmy w kierunku Wisły. Pamiątkowe groby po I-szej Wojnie światowej i Kompanii Wrześniowej przypomniały o krwawych walkach jakie tu się odbywały. Na nas czekał stromy wapienny brzeg. Między drapiącymi głogami i jałowcami ujrzeliśmy w dole rozlane ujście Sanny i wyspy na Wiśle. Czas na odpoczynek w promieniach gorącego, wiosennego słońca na zeszłorocznych trawach. Robert tylko nieźle się przestraszył, gdy spotkał w krzakach psa. Na szczęście uszedł cało i tylko się zdenerwował, bo w Ciężkowicach nasłuchaliśmy się o zdziczałych psach i mieszańcach.

>fot04 fot05

Szliśmy zaoranymi polami, na których gęsto bieliły się wapienne kamienie. W cieniu tarniny i głogu nogi grzęzły w mokrym śniegu. Wyszliśmy więc na żółtą, zgniecioną trawę łąk. W dali migotała tafla Wisły, a za nią niebieściły dalekie górki. Musieliśmy dojść do wody przez Opokę Dużą. W Starej Wsi stare drewniane domy, ale most nowy i asfaltowa droga prowadząca do Janiszowa. Nad Sanną malowniczo rosły wierzby, a rozlewiska tworzyły malownicze jeziorka. Powoli zbliżaliśmy się do klina w pobliżu pionowych skał. W trawie kwitły pierwsze stokrotki. Na niebie dostojnie szybował orlik krzykliwy.

fot06 fot07

Tadziowi udało się go nawet uchwycić, jak siedział na gałęzi, dzięki dużemu powiększeniu i pewnej ręce. Marzanny zostały podpalone i wrzucone w wodę. Mogliśmy wracać do podnóża skarpy. Teraz z bliska oglądaliśmy wapienne skały od dołu przedzierając się między gęstymi jałowcami. W zacisznym dołku kwitły żółto podbiały, jeszcze jeden dowód na to, że mamy wiosnę. Gdy stromą ścieżką wspięliśmy się w gęstwinie na wierzch poszukaliśmy przytulnego i bezpiecznego miejsca na ognisko. Wkrótce piekły się kiełbaski  i mogliśmy zajadać kanapki z plecaków. Na deser Irenka zostawiła wręczenie legitymacji PTTK nowemu członkowi klubu Ani S. i  zdobytych na szlakach odznak turystycznych Monice i Szymonowi.

fot08 fot09

Tadzio stwierdził, że skoro dziewczyny miały Marzannę, to on w imieniu chłopaków spali kalesony, żeby zima nie wróciła. Z ugaszeniem ogniska nie było problemu, bo w pobliżu śniegu było do woli. Robert nakazał teraz szczególną ostrożność, bo mieliśmy iść wąską ścieżką nad 30 metrową wapienną skarpą. Najlepsze zostawił na koniec. Malownicze widoki wprawiły nas w ekstazę. Porównywałyśmy z Anią ten przemarsz do Nosala. Oślepiająco bieliły się pionowe wapienne skały, a krzaki jałowca zwisały nad przepaścią. Weszliśmy na wzniesienie 190 m wśród wysokich, dorodnych sosen.

fot10 fot11

Schodziliśmy w akacjowym gaju do miejsca, gdzie przybijają łodzie i tratwy. Na polu zostały zaschnięte wiechcie tytoniu. Weszliśmy między domki wsi Opoczka.  Po prawej w dali kościoły w Annopolu, na lewo malowniczy 600 metrowy most na Wiśle. Asfaltowa droga prowadziła w dół, by przy kapliczce odbić w prawo. Unia Europejska pomaga we wsi Opoczka budować wodociąg. Po 17- tej dotarliśmy do rynku zmęczeni. Wracając do Stalowej Woli przez Borów znów podziwialiśmy wielkie wiatraki obok pałacyku. Rano widziałam biegnącego przez wieś jenota. Zastanawialiśmy się gdzie może być zalew w Nowinach. Kiedyś często wędrowaliśmy po tych malowniczych okolicach Radomyśla i Żabna. Na razie czeka nas kolejna wyprawa w Góry Świętokrzyskie.

Halina Rydzyk