Lasy Janowskie: Lipa - Łążek
Lipa- Rybakówka – Siembida (Simbuda) - Staw Witold Stary i Witold Nowy – Staw Sokół i Ostatni- PGR Świdry- Gwizdów- Imielity (Imielty) Ług- Wyspa- Duża Grępa 185,5m – Półwysep- Mała Grępa 189,1m- Łążek Ordynacki- przystanek Łążek Garcarski

10 maj 2009

Część naszych kolegów wybrało się w przemyskie; Arboretum i Krasiczyn, tymczasem nasza grupka kontynuowała wyprawy w okoliczne lasy.

Wyprawa druga.

Po Lasach Lipskich wypadło na Leśny Kompleks Lasów Janowskich. Inicjatorem wypraw jest Jurek Sapa, a drużkami prowadzi nas Robert Piotrowski. Ja podziwiam i odkrywam ciągle na nowo naszą Polską Przyrodę. Dla tych lasów wróciłam do Stalowej Woli i cieszy mnie, że jest nas coraz więcej włóczykijów spędzających na łonie przyrody swój wolny czas. Można zapomnieć o tym, że ciągle maleje popyt na huciane wyroby, a na świecie szaleje kryzys konsumpcji. Bo cóż nam potrzeba, by cieszyć się życiem? Kilka kanapek, gorąca herbata w termosie, parasol na deszcz i kilka groszy w kieszeni na bilet.

Tym razem było nas 5 osób. Jedyny autobus ranny to o godz. 6,30 do Lipy. Coraz więcej kursów znika z rozkładów jazdy, a Busy jeżdżą tylko w dni  robocze i soboty. Z pociągami też nie najlepiej. Na poprzedniej wycieczce mogliśmy zobaczyć w jaką ruinę popada dworzec PKP w Lipie. Może kiedyś ktoś znajdzie na niego pomysł, tak jak stało się to w Stalowej Woli, gdzie możemy teraz konsumując regionalne potrawy podziwiać odnowione wnętrza. A w Lipie stoi kilka bloków, z których dojeżdżają jeszcze pociągiem do pracy w Hucie, ale jak długo?  Znak szlaku czerwonego informował, że do Łążku mamy  20km.
Za torami weszliśmy między domkami w las prowadzeni czerwonym szlakiem. Jeszcze rosa na liściach, wokół zielono. Minęliśmy wieżę ciśnień podobną jak w Charzewicach i wypatrzyliśmy z lewej strony pomnik upamiętniający partyzantów AL, którzy zginęli tu 20.07.1944r. Pomnik wystawili Kombatanci w 1996r. Ruszyliśmy szybko przed siebie po minięciu traktu dawnej wąskotorówki. Drzewa w Lasach Ordynackich strzeliście rosły do nieba. Pod sosnami zieleniły się jagodziny, nie tak dorodne jak te, które podziwiałam w tym roku na Dziale w Bieszczadach, niedaleko Wetliny. Za asfaltem, łączącym Lipę z Leśniczówką w Kruszynie, zrobiliśmy zdjęcie kolorowej Kapliczce stojącej w cieniu dębu i weszliśmy w podmokłe lasy państwowe między Pustelnikiem a Świętą Smugą. (Nie radzę się oddalać od szlaku, bo boczne drogi szybko się kończą, zapętlają i bez kompasu ciężko wyjść z gęstwin i rozlewisk jakie tu nas otaczają.) Przed stawami na mostku, Robert opowiadał o dużej zawartości siarki w wodach. Nawet ją czuliśmy w powietrzu i jakby poczuliśmy się beztroscy. Zresztą wkrótce ujrzeliśmy błękit wód stawów

zdjęcie1 
     zdjęcie2

Przy Rybakówce, dawna Simbuda, kwitły mlecze i wznosił się dorodny kasztanowiec z  białymi kwiatami zebranymi w duże wiechy, z malowniczymi żółtymi i czerwonymi plamkami. Spłoszyliśmy jakąś wydrę. W sitowiu buczał Bąk, jakby coś dudniło w głębokiej studni. Nawet Robert podejrzewał o to mnichy, które łączą sąsiednie stawy, wyrównując poziom wody. A Bąk, jak to potwierdził spotkany później Krzysiu Bajek, to mały, żółtobrązowy ptak z rodziny czapli, z czarnym, marmurkowym rysunkiem. Zasiedla duże trzcinowiska i tereny porośnięte tatarakiem i pałką. Jego głuchy głos „u-pruh” jest bardzo donośny. Nie tylko on buduje gniazda wśród trzcin. Przeganiał nas swym skrzeczącym śpiewem trzcinniaczek, którego gniazdo mijaliśmy. Podobno trzciniak i trzcinniaczek najczęściej wychowują kukułcze pisklęta, a kukułka nam kukała w oddali. Droga piaszczysta  utrudniała marsz, a że mieliśmy dużo do przejścia, więc nie skusiliśmy się na kluczenie między stawami. Widzieliśmy koparkę, która pogłębiła zarośnięty dotąd teren. Znaczy, że jest tu gospodarz, dbający o te malownicze akweny wodne. W nagrodę za trudy czekał na nas leśny, drewniany schron z ławeczkami. Różne ciekawe napisy na stropie, a między innymi PTTK ŁAZIK Stalowa Wola uwiecznił swój tu pobyt w dniu 4.09.2005. Za sucho było na ognisko, więc tylko odpoczęliśmy.
Szutrówka doprowadziła nas do asfaltu prowadzącego z Bani do Gwizdowa przez Świdry. Rzeczka Dębowiec przypominała liczne nasze wędrówki wzdłuż jej koryta. Sklep w Gwizdowie otworzył swoje podwoje i były zimne lody w towarzystwie koni i kurczątek.

zdjęcie3
zdjęcie4

Piaszczystą drogą doszliśmy do Imielitego Ługu. Wybraliśmy przejście wałem między Stawem Radełko a Stawem Imielity Ług. Kwitło Bagno i Wełnianka. Okwiat wełnianki jest zredukowany do miękkich, białych włosków, które po przekwitnięciu wydłużają się  i tworzą wełniaste kłębki, co sprzyja roznoszeniu owoców przez wiatr. Wełnianka jest ważnym budulcem torfu.

zdjęcie5
zdjęcie6

 

Niestety na grzybienie i lilie wodne było za wcześnie. Stojąc na pomoście wyspy mogliśmy obserwować unoszące się na wodzie ich zeszłoroczne liście, nad którymi wirowały ważki o przezroczystych skrzydłach. Dopiero tu spotykaliśmy turystów zwabionych urokiem tego miejsca. Czasami jakiś wielki ptak szybował po niebie,  a wtedy cichły te śpiewające w trzcinach. Było cieplutko. Na kładce łączącej Dużą Grępę z Małą Grępą, mogliśmy podziwiać biały puch setek wełnianek. Ścieżka partyzancka kusiła. Moja mama opisywała, jak z Łążku przyprowadzano tędy na wyspę krowy, by schować je przed Niemcami. Nie szłam tędy od kilkunastu lat. Ostatnio odważyliśmy się upalnego lata, gdy w Sanie wody sączyły się odsłaniając całe koryto. Odważnie zdjęliśmy buty i poszliśmy. Spleja zbudowana ze zbutwiałych korzonków utrzymywała nasz ciężar, chociaż czasami zapadaliśmy się do pół łydki, a woda wytryskała spomiędzy palców jak fontanna. Wełnianka kwitnąca, bagno, żurawina, mchy i trzeba było szybko przebierać nogami żeby się nie zapadać w błocie. A nogi nie przyzwyczajone, więc kuło i piski, śmiech szły za nami. Jakiś rowerzysta na pomoście pukał się w głowę, co też wymyśliliśmy.

zdjęcie7
zdjęcie8

Na półwyspie można było nareszcie włożyć buty. Czuliśmy lecznicze działanie wody nasączonej mikroelementami. Pozostało nam dojść do szutrówki i już za czerwonymi znakami doszliśmy do kolejnego miejsca odpoczynku.

zdjęcie9
zdjęcie10

 

Teraz pozostało wyjść z lasu pomiędzy pola i zabudowania z Łążku Ordynackim. Chwila na rozmowę z wujkiem i trzeba iść do przystanku  PKS. Most nad rzeczką Białką i pieczątki w budynku Straży Pożarnej. Że było jeszcze daleko do 17-tej, to kupiwszy lody w sklepie doszliśmy szosą janowską do kolejnego przystanku w Łążku Garncarskim.
Po drodze zaplanowaliśmy tu zacząć kolejną trzecią wyprawę za dwa tygodnie.

Halina Rydzyk